wtorek, 3 kwietnia 2018
Czesc i czołem!
~Wasza Marika
wtorek, 7 marca 2017
Od Impulsa
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, to jest koniec. Jak widać, blog upadł. Wielka filozofia. W ostatnim czasie samo nasuwało się to na myśl. Nikt już nie pisał, czat milczał. Cóż, wszystko przemija. Nic nie jest wieczne. Sam przyznaję, nie byłem aktywny w ostatnim czasie. Kryje się za tym coś głębszego lecz nie wnikajmy w moje życie. Moi drodzy, ten blog upadł lecz istnieje ich tak dużo, nieskończenie wiele. Jestem pewien że gdzieś znowu się spotkamy. Zapewne w innym gronie. Wtedy ja nie zawacham się żeby powiedzieć zwykłe: Dzień dobry, pamiętasz KoTH? Było super, prawda? Nie zawacham się również odpowiedzieć na coś takiego. Nie wstydzę się tego, że ten blog upadł. A wy?
Pozdrawiam, Coregatio
niedziela, 5 marca 2017
Koniec(zność)
środa, 22 lutego 2017
Koniec? Na zawsze?
niedziela, 5 lutego 2017
Od Mariki CD Vertus
Byłam odrobinkę potłuczona, przemarznięta i nieco zszokowana. Poza tym byłam cała. Ów nieznajomy… Nienawidzę tego sformułowania; uratował mi życie. Należałoby dodać KOLEJNY obcy ocalił mi życie. Wstyd i hańba! A co jeśli to wróg? Nie… Chyba. Przecież ten nie traciłby czasu i sił na wyławianie mnie z zamarzniętego jeziora lecz od razu z dziką przyjemnością zatopiłby ostrze w mojej szyi.
-Trochę tu ciemno nieprawdaż? - stwierdził mój wybawca.
Istotnie, jedynie niewielka szpara przy wejściu wpuszczała do tej dziury blade światło poranka. Nie widziałam nic poza czarnymi, błyszczącymi oczami ogiera.
Podniosłam lekko skrzydło do góry aby wyjąć skrawek materiału do pochodni z pasu schowanego pod piórami. Jęknęłam cicho gdy skrzydło poruszyło się zaledwie parę centymetrów w górę i napełniło moje ciało bólem. Złamane. Najwyraźniej zahaczyłam nim o krę lodu podczas ucieczki. Przeklęłam moje cudowne zdolności do robienia sobie krzywdy i spróbowałam innych metod. Znałam parę klasycznych zaklęć a i moja matka przecie miała władzę nad ogniem.
-Igneus aranea! - wykrzyknęłam.
Wokół nas pojawił się ognisty krąg, który powoli się zacieśniał. Nie, to nie było to zaklęcie.
-Aenara suengi! - wypowiedziała zaklęcie odwracające i znów spróbowałam właściwego. -Lingua ignis ardentis!
I przed naszymi oczami pojawiły się dwa ogniste świetliki.
-Jeden dla mnie, drugi dla ciebie. - powiedziałam. - I przepraszam, że musiałeś interweniować… Mam nadzwyczajne szczęście do nieszczęść.
Ogier zaśmiał się w odpowiedzi.
Gdy rozbłysło światło ognistych stworzeń jaskinia ukazała swoje oblicze. Była stara, bardzo stara. W jej wnętrzu były ślady walk pomiędzy mitycznymi stworzeniami, dziś już niemalże nie spotykanych. Gdzieś w rogu moje oczy dostrzegły jakby wąską ścieżkę, przejście do nieznanego mi dotąd miejsca.
W milczeniu ruszyliśmy w kierunku skalnej drogi. Szliśmy ściśnięci obok siebie gdyż ścieżka była wąska a… Raźniej i jakby bezpieczniej było obok siebie. Korzystając z okazji poczęłam wypytywać nieznajomego o dane personalne lecz i czujność mą zbudziła jego osoba. Mimo, że skrzydło wydawało się nie do uniesienia, mój łeb z łatwością dosięgnie ostrza schowanego pod piórami. Czy jestem w stanie go z miejsca zabić? Owszem lecz… Byłoby to… Niewdzięcznością. Mogłam przecie zginąć w czarnej otchłani jeziora. Nie zabiję go, jedynie w razie konieczności zranię. Ale czy będzie taka konieczność?
Vertus? BW (╥﹏╥)
piątek, 3 lutego 2017
Od Soll CD Dankan
Wyjrzałam z jaskini na plażę naprzeciw mej jaskini w klifie; mewy latały tam mimo panujących warunków; to zwierzęta, któro mogą tu przetrwać cały rok. Brakowało mi tylko ciepłego, letniego wieczoru wypełnionego cykaniem świerszczy u boku najbliższych... lecz na to sobie jeszcze poczekam.
Wyleciałam z mojego schronu i galopem zaczęłam przemierzać plażę rozganiając mewy. Cały czas miałam dziwne uczucie jakby mnie ktoś obserwował; szybko odrzuciłam tą myśl i biegłam dalej czując wiatr w mej grzywie.
~*~
Wzleciałam w powietrze i przeleciałam nad Magic Forest i Sunny Forest (tak, moja jaskinia jest przy końcu plaży) i spostrzegłam Otchłań Wojny; tak wiele demonów nas napadło...
Namierzałam wzrokiem Dankana; dziwne... nigdzie go nie widziałam. Lecąc dalej szarpana wiatrem dotarłam nad Wodospad Marzeń. Napiłam się wody i przebiegłam na drugą stronę rzeki po kamieniach.
Nie poddawając się dalej szukałam go no bo... w jakiś sposób mi na nim zależało.
~*~
Bardzo szybko się zrobiło ciemno; nawet nie wiem kiedy zapadłam noc, a księżyc wzszedł na gwieździste niebo...
Przez chwilę nie wiedziałam gdzie idę i w jaką stronę; było ciemno w Lesie Dusz. Spostrzegłam w oddali ciemną wysoką postać ze skrzydłami miałam wrażenie przez chwilę, że to piękny anioł. Zaczęłam podchodzić bliżej pegaza niezwykle nim zaciekawiona; nie mogłam jednakże stwierdzić kto to. Jedyne księżyc trochę oświetlał ową postać. Było tak ciemno, że zahaczyłam o wystający korzeń i się przewróciłam prawie, że pod nogi konia. Teraz spostrzegłam, że to był... Dankan! Popatrzyłam na niego swymi niebieskimi oczyma po czym odparłam:
- No... cześć. Nieźle wpadłam... heh. - zaśmiałam się i wstałam.
Ogier stał chwilę zapatrzony po czym rzekł:
- Soll? Co tu robisz? Nic ci się nie stało? - miał pewno dużo pytań i był zdziwiony.
- Tak wszystko gra. Mogę uznać, że szukałam cię. Wyszedłeś pewnie wsześnie, gdy jeszcze spałam... - odparłam.
- Tak... tak to prawda. - powiedział. - Niby po co mnie szukałaś? - odwrócił wzrok chcąc jakby coś ukryć.
- Na każdym przyjacielu mi zależy... - uśmiechnęłam się. Na pysku Dankana również zagościł uśmiech.
Spojrzał na niebo i powiedział:
- Popatrz tylko na gwiazdy...
Zwróciłam wzrok ku niebu; było tak piękne... mogłam tak stać cały czas przypatrywać się w te świecące punkciki z Dankanem u boku...
Zobaczyłam teraz, że stoimy niedaleko Jeziora Siedmiu Księżyców. Z tego co wiem to w nocy nie jest tu bezpiecznie...
- Dankan... musimy już iść. Zanim stanie się coś złego. - powiedziałam i spojrzałam na niego.
- Coś złego? To miejsce nie wygląda na niebezpieczne.
- W nocy wychodzą z głębin jeziora bagienniki. Nie chcesz się z nimi spotkać... ja też.
Ogier po chwilce powiedział:
- Ok... masz rację. Chodźmy.
Ledwo zaczęliśmy iść, a usłyszeliśmy bulgotanie w wodzie. Źle się zaczęło zapowiadać...
- Szybko! - wykrzyknęłam. Wzbiłam się w powietrze i zanim cokolwiek nas dorwało już nas tam na dole nie było. Widzieliśmy z góry tylko chodzące, straszliwe cienie wzdłuż brzegu wody.
Lecieliśmy w blasku gwiazd i księżyca; wyglądało to jak miejsce marzeń niczym raj... Pełnia świeciła jasno i odbiała się od naszych ciał.
Dankan? C:
czwartek, 2 lutego 2017
Od Mariki CD Impuls
Jak był tak go nie ma. Gapiłam się jeszcze przez chwilę w miejsce gdzie Impuls przeistoczył się w dym po czym (upewniwszy się, że nikt mnie nie śledzi) z rezygnacją zawróciłam w stronę stada.
♠♥♣♦
Przyzwyczaiłam się już do monotonnych eskapad po żarcie, nudnych i wcale niepotrzebnych wart oraz grobowej ciszy. Wiedziałam, że nikt mnie nie słuchał i nie żałował nocnych wypraw do głębi lasu. Nikt nie raczył nawet odpowiedzieć na zwyczajne ‘’dzień dobry’’. Teraz to wszystko jeszcze bardziej wydawało się bez sensu. Byłam cieniem samej siebie. Najczęściej z braku zajęcia siadałam gdzieś pod zaśnieżonym drzewem i rozmyślałam o… Lorganie rzecz jasna. A on chyba miał mnie w dupie… Widywałam go rzadko. Zazwyczaj w towarzystwie wroga. Pal diabli Lorgana! Już moja mózgownica nie mogła sobie poradzić z tym oto lordem wokół którego skakały inne panienki. Teraz jednak doszedł jeszcze obcy przedstawiający się jako Impuls. Nie czułam nic do niego prócz nieopanowanej ciekawości i pragnienia rozwikłania tej tajemnicy, którą czuć było od niego na kilometr.
Następnego dnia poszłam nazbierać jagód do lekarstw. Medyk nie raczył się pofatygować więc byłam skazana na samotność. A co z Pusiem? Nie wiem. Lecz moje serce płakało na myśl o tym słodziaku. Czy zginą w drodze do babci? Czy nie zdążył umknąć demonom? Nagle mój wzrok utkwił w postaci siedzącej na jednym z głazów. Był to ogier. Łeb ukrył w skrzydłach ale mimo to rozpoznałam go. Na mój widok wstał i zniżył smutno głowę. Nie wyglądał dobrze… Miał sporo zadrapań na grzbiecie, powyrywane pióra ze skrzydeł i niewielką ranę na głowie z której płynęła strużka krwi.
-Co Ci się stało? - zapytałam automatycznie.
Po jego wyrazie ‘’twarzy’’ odczytałam, że nie odpowie mi.
-Jeśli masz znowu zniknąć to zrób to teraz i nie wracaj. Jeśli nie to zostań tu ze mną. Chcę wreszcie wiedzieć o co chodzi.
Impuls rozprostował skrzydła i podszedł bliżej. Trwała niezręczna cisza którą w końcu przerwał ogier.
-...
Impuls? Brakulus pomuslulus 😐😐😐
środa, 1 lutego 2017
Od Vertus'a CD Marika
Od Dankana CD Armeny
Klacz trochę się zaczerwieniła, próbowała schować zaczerwienione policzki. Zrobiło mi się jej trochę żal. W sumie nie znałem jej, a na pierwszy rzut oka wydawała się spokojna i cicha. To była już druga osoba którą poznałem w KOTH...
Po chwili namysłu, odpowiedziałem.
- Dankan, miło mi.
Klacz podniosła na mnie swoje oczy, jakby z niedowierzaniem.
- Przejdziemy się ? - spytałem
Odpowiedziała skinięciem głowy.
Długo chodziliśmy to brzegiem plaży, trochę lasem. Opowiedziałem jej wszystko, o sobie tylko trochę zataiłem moje dzieciństwo.. w końcu znam ją bardzo krótko... nie wiedziałem czy mogę jej bezgranicznie zaufać. Klacz na początku niechętnie opowiedziała mi swoją historię, ale z każdą minutą rozmowy robiła się jakby milsza, cieplejsza, pewna siebie. Coraz łatwiej mi się z nią rozmawiało. Spędziliśmy świetne popołudnie, słońce grzało cały dzień, po śniegu nie było już śladu. O dziwo klacz pokazała mi kilka świetnych miejsc. W końcu uznaliśmy, że spotkanie dobiega końca. Przy pożegnaniu odczułem, że oczekiwała czegoś więcej ode mnie... tylko nie wiedziałem czego.
Armena ? ( Przepraszam, że takie krótkie :c następnym razem obiecuje będzie lepsze i dłuższe xD )
Od Dankana CD Soll
Klacz, zaprosiła mnie a raczej ,, zaciągnęła " do swojej jaskini. Nie zaprzeczałem nie tylko dlatego, że czułem się fatalnie ( oczywiście męska duma kazała mi tego nie okazywać ) ale też dlatego, że chciałem z nią pobyć, i pogadać otwarcie. Nie oczekiwałem jakiegoś wielkiego wyznania tylko szczerej rozmowy, której od dawna mi brakowało...
Nazajutrz, po mglistej nocy, przyszedł dzień wietrzny, chwilami jasny, chwilami z powodu chmur, które gnane wiatrem cwałowały jakby stadami po niebie; posępny i bury. Rozprostowałem nogi, i skierowałem się w stronę wyjścia. Klacz jeszcze smacznie spała, nie chciałem jej budzić, a pogadać z nią moge kiedy indziej... Na chwilę zatrzymałem się, popatrzyłem jak smacznie śpi... skruszyłem się, przyszły mi dość dziwne myśli, że w końcu znajdzie sobie kogoś kto zadba o nią i zapomni o mnie... Ale jeśli czuje ona to samo ? Jeżeli jej to powiem napewno mnie wyśmieje albo... co najgorsze, zerwie kontakt. Więc postanowiłem zachować to dla siebie.
Próbowałem jak najciszej wyjść, aby jej nie obudzić. Chyba mi się udało. Wyleciałem z jaskini, moim oczom ukazał się piękny widok. Drzewa poruszone chłodnym wiatrem, a oświetlone promiennym słońce, które do reszty stopiło śnieg, błyszczały milionem diameńcików. W oddali, można było dostrzec plaże, na którą miałem zamiar się udać. Wiatr był bardzo niespokojny, i utrudniał mi latanie.
Wieczorem, tak jak zwykle najpierw przyglądałem się zachodowi słońca, a później sam w ciemnościach tylko trochę oświetlony blaskiem księżyca patrzyłem przed siebie rozmyślając o Soll. Nie zaprzeczam pokręciła mi trochę w głowie. Ona jest inna... nie ugięta, pewna siebie. Mało jest takich, albo po prostu ja się nie znam....
Nagle już poźniej nocy usłyszałem szelest liści, odwróciłem się pewnie, gotowy do ataku.
Soll ? To byłaś ty ? :3