Szłam w milczeniu z Naix’em, Lianor i Galant’em
przez ciemny las. Naszym zadaniem było zlokalizowanie stałego źródła
pożywienia, bliskiego naszej “siedziby” bo jasną rzeczą było to, że demony
zajęły większość terenów, które zdążyły już poznać. Nieznacznie wyprzedzałam
ekspedycję, czujnym spojrzeniem analizowałam położenie.
-Czy mamy w ogóle jeszcze jakieś szanse na
normalne życie? - spytał cicho Galant. - Po co to robimy?
Odwróciłam się napięcie i spojrzałam z bólem na
ogiera. Właściwie to nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Nie mamy żadnych szans, jesteśmy zdani tylko
na siebie. Robimy to dla tych, którzy już robić tego nie mogą. - powiedziałam
poważnie.
Nagle coś runęło na wilgotną trawę.
Zatrzymaliśmy się a nasz wzrok powędrował za drzewa, na oświeconą światłem
księżyca łąkę. Pomiędzy uschniętymi drzewami dostrzegłam kontur obcego. Leżał
bezwładnie na ziemi, niczym nocna zmora lecz takową najwyraźniej nie był. Na
łące zawiał zimny wiatr. Skorzystałam z okazji i zamknęłam oczy. Poczułam jego
delikatność, powagę i zaczęłam nim kierować. „Udałam się” powiewem wiatru nad
ciało nieznajomego, okryłam go i poczułam jego ciepło. Oddech szybki,
nierównomierny. Klatka powoli przestaje się unosić. Wsłuchałam się w
niemożliwie ciche szepty łakomej krwi. Serce zahamowało z nagła a me powieki
odsłoniły moje powiększone źrenice.
-On umiera. - szepnęłam.
- Co chcesz zrobić? - zapytała Lianor.
Zastanowiłam się.
-Pomóc mu. - odrzekłam. - Zawróćcie, dziś już
nic tutaj nie znajdziemy. Nie zajmie mi to długo, dogonię was.
Kiwnęli łbami i obrócili się w stronę lasu a ja
zbliżyłam się ostrożnie do postaci. Poczułam jak zalewa mnie znajoma energia.
Impuls? Niewiele rozwinęłam, może co nieco uda
mi się następnym razem :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz