Pogoda była wręcz olśniewająca. Grzłam się w promieniach słońca wędrując
między dziko rosnącymi różami i lawendą. W pobliżu ganiały się malutkie
wiewiórki zbierające orzeszki. Z rozkoszą przyglądałam się tym
malowniczym krajobrazom, gdy wtem usłyszałam głośny szczek. Zobaczyłam
dziwnie znajomego wilka, który skoczył na wiewiórki i zaczął je
rozszarpywać. Krew niewinnych stworzonek skapywała mu z pyska, gdy
przegryzał ich kości. Z jego gardła wydobywało się głośne warczenie.
- Ach! - krzyknęłam otwierając szeroko oczy i gwałtownie wybudzając się
ze snu. Warczenie, które słyszałam wcale mi się nie przyśniło. Nadal
rozbrzmiewało tuż przy mojej głowie. Hamując gniew powoli odwróciłam
pysk w tamtą stronę. Ismena wpatrywała się we mnie niecierpliwie swoimi
wilczymi turkusowymi oczami.
- Wstałaś już łaskawie królewno? Czy życzysz sobie może śniadanie do
łóżka? - zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem. O ile wyszczerzone kły
można nazwać uśmiechem.
- Czy możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego budzisz mnie w środku
nocy? - zapytałam starając się mówić spokojnie, choć głos drżał mi lekko
z gniewu. Wadera wyglądała, jakby miała ochotę odpowiedzieć coś
naprawdę paskudnego, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Widać było,
że coś ją gryzie.
- Słuchaj, nie mamy czasu. Lorgan zniknął. - powiedziała siląc się na
rzeczowy ton, choć jej zdenerwowanie było wręcz namacalne. Zamrugałam
kilka razy i rozejrzałam się po jaskini. Faktycznie, nigdzie nie było
śladu ogiera. Przez pierwszą chwilą pomyślałam, że może miał nas dość i
postanowił pójść dalej bez nas. Potem jednak uświadomiłam sobie, że nie
zostawiłby swojej najdroższej towarzyszki, panny Ismeny. Choć miałam
cichutkę nadzieję, że tak naprawdę nie zostawiłby mnie. W takim razie
pozostawało pytanie: gdzie on jest?
- Na co czekamy? - zapytałam zrywając się na równe nogi. - Musimy go
znaleźć, i to prędko. Co, jeśli ma kłopoty? - spojrzałam na Ismenę
czując rosnącą panikę.
- Nie histeryzuj, zaraz go znajdziemy. - odparła wadera wychodząc z
jaskini. Obejrzałam się za siebie. Miodka spała w najlepsze, pochrapując
cicho. Obudziłam ją prędko i we dwie wypadłyśmy z jaskini. Ismena
czekała pośród drzew, a pod osłoną nieprzeniknionej czerni nocy widać
było tylko jej połyskujące ślepia.
- Prowadź. - powiedziałam. Wadera bez słowa pobiegła przed siebie kierując się węchem. Bez zastanowienia, ruszyłyśmy za nią.
***
- Gratulacje! Po prostu nie nadajesz się na przewodnika, ale na dywanik
przed kominkiem! - krzyknęłam, gdy po raz setny zrobiłyśmy kółko wokół
jaskini. Wschodziło już słońce, a my nadal byłyśmy tak blisko
znalezienia Lorgana, co zostania przyjaciółkami.
- Znalazłabym go dawno temu, gdyby nie twój smród! - odszczeknęła wadera.
- Ach tak?! - zapytałam czując jak przepełnia mnie furia.
- Tak! - odparła nie mniej wściekła Ismena.
Przez krótką chwilę stałam trzęsąc się z gniewu. W końcu wzięłam głęboki oddech.
- Dobra, w ten sposób nic nie zdziałamy. Mamy znaleźć Lorgana, a kłótnie
nam w tym nie pomogą. - powiedziałam spoglądając na waderę.
- Tylko jak? On może być już bardzo daleko stąd. - powiedziała z nutką rozpaczy.
- Ale nie jest. - powiedział cichy, męski głos.
Zaskoczone w tym samym momencie podskoczyłyśmy i odwróciłyśmy się.
Naszym oczom ukazał się przystojny, uroczy, zniewalający, cudowny,
gorący... ach, no tak. W każdym razie był to nikt inny jak Lorgan. We
własnej osobie. Tylko jedno się nie zgadzało. Zwykle tak silny i
nieugięty, wyglądał teraz na... wyczerpanego? Choć starał się starał się
stać prosto i dumnie, widać było, że nogi drżały mu lekko z wysiłku,
jakby ledwo co się na nich utrzymywał. Z kolei jego czarne oczy były
teraz przekrwione i podkrążone.
- Lorgan! - krzyknęła Ismena na chwilę zapominając o swojej chłodnej
obojętności. Szybko jednak się opanowała i ze zmieszaniem wymamrotała
coś pod nosem. Uradowana Miodka zaczęła bez opamiętania fruwać wokół
Lorgana ćwierkając wniebogłosy. Zrobiłam krok do przodu chcąc przywitać
się z ogierem. On jednak tylko skinął mi lekceważąco głową i podszedł do
Ismeny, z którą zaczął rozmawiać przyciszonym głosem. Starając się nie
okazywać jak bardzo mnie to zabolało, odeszłam na kilka kroków udając
nagłe zainteresowanie leżącą na ziemi szyszką. W końcu Lorgan i Ismena
zmilkli i ruszyli w głąb lasu. Oglądając się na chwilę przez ramię.
Lorgan krzyknął:
- Marina, idziesz? Postanowiliśmy, że ruszamy w dalszą drogę.
- Tak, tak... idę. - odparłam ruszając z Miodką za oddalającą się
dwójką. Normalnie dodałabym jakiś marny suchar, ale w tej chwili całe
moje poczucie humoru prysło jak bańka mydlana. Szybko dogoniłam swoich
towarzyszy podróży i tym razem w całkowitym milczeniu szliśmy przez las.
Wsłuchiwałam się w rytmiczny odgłos kroków i towarzyszący mu trzask
gałązek próbując zająć czymś krążące wokół tamtej dwójki myśli. Martwe
jesienne liście pokrywały całą drogę przed nami. Nagle to poczułam.
Niebezpieczeństwo. Szelest liści, trzask gałęzi. Chciałam ich ostrzec.
Jeszcze kilka kroków... tak, to było blisko.
- Czekajcie...- zaczęłam. Lorgan tylko nieznacznie przekręcił głowę
dając mi znak, że mnie słucha. Ismena nawet nie zareagowała. -
Posłuchajcie mnie, ja... ja... chyba coś się zbli... AAA!!!! - nagle
wraz z krokiem idącej na przodzie Ismeny ziemia pod nami zniknęła
zastąpiona głęboką, czarną dziurą. Wraz krzykiem wszyscy wpadliśmy do
niej i zaczęliśmy spadać coraz bardziej w dół. Miodka chyba zapomniała o
lataniu, bo z głośnym piskiem zagłębiała się z nami w głąb dołu
uczepiona kurczowo grzywy Lorgana. Nagle bez ostrzeżenia tunel
rozdzielił się na dwa mniejsze. Zanim zdążyłam zareagować. wpadałam do
tunelu po lewej tuż za Ismeną, z kolei Lorgan i przyczepiona do niego
Miodka zniknęli w tunelu po prawej. Tunel ciągnął się i ciągnął, a im
głębiej spadałyśmy, tym ciemniej się robiło. W końcu tunel gwałtownie
zakręcił i z wrzaskiem wypadłyśmy na twardą. skalistą posadzkę,
wzbijając przy tym obłoki pyłu, kaszląc i się krztusząc. Po chili
podniosłam z ziemi obolały zad i rozejrzałam się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, a echo zwielokrotniło mój głos przyprawiając mnie o gęsią skórkę.
- Och, może w norce Białego Królika. Jestem pewna, że zaraz zaprosi nas
na podwieczorek. To chyba jasne, wpadłyśmy w pułapkę! - odparła Isemna
ze złością. Posłałam jej lekceważące spojrzenie i przeszłam kilka kroków
w głąb tunelu. Za jakie grzechy wpadałam tu z NIĄ? Nagle wydało mi się,
że zza ściany dobiegł mnie jakiś krzyk.
- Słyszałaś? - zapytałam.
- Co? - warknęła Ismena. Zamilkłyśmy obie nasłuchując. Tym razem bez wątpliwosci usłyszałyśmy krzyki.
- Miodka, czy mogłabyś przestać ćwierkać? Próbuję się skoncentrować.
Hej, hej, trzymaj ten język z dala ode mnie. No naprawdę, Marina mogłaby
nauczyć cię zasad dobrego wychowania. Swoją drogą mam nadzieję, że
razem z Ismeną są całe i zdrowe... No nic, musimy iść przed siebie.
- Coś czuję, że będziemy miały dobre słuchowisko. - wyszeptała Ismena za
moimi plecami. Odwróciłam się do niej z niepohamowanym uśmiechem.
- Chyba tak. - odparłam również szeptem.
- To jak, idziemy? - zapytała prawie bezgłośnie wskazując głową na
rozpościerającą się przed nami ciemność. Przez chwilę stałam
zastanawiając się. W końcu skinęłam łbem. Poszłyśmy wiec prosto w czarną
otchłań tunelu.
(Lorgan? Co się z tobą działo w międzyczasie?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz