Z moich kilku sekundowych obserwacji szalejącej bestii zdążyłam zauważyć, że stwór pochodził z gór. W momencie kiedy troll podniósł ogromną stopę pokrytą grzybicą i najróżniejszej wielkości brodawkami zza jego pleców pojaśniało kilka promieni słońca. Zaklęłam pod nosem powstrzymując wymioty.
- Wiej! – krzyknął Naix ciągnąc mnie za grzywę w przeciwną stronę
Nawet jeśli byśmy zdążyli uciec, to prawdopodobnie jakiś skalny odłamek
mógłby nas dobić. Nieciekawa wizja śmierci zmusiła mnie do działania. Dogoniłam
ogiera i zasłoniłam go skrzydłami formując wybuch, który miał zmienić
trajektorię lotu ogromnego posągu. Eksplozja dała radę pokonać grawitację
przewracając kawał skały w przeciwną stronę. Nie przewidziałam jednak tego, że
skalne odłamki będą lecieć z taką prędkością. Małe pociski wbiły się w moje
skrzydła, grzbiet, szyję oraz nogi zadając różnej wielkości rany. Całe
szczęście, że zdążyłam osłonić Naix’a. Syknęłam z bólu kiedy chciałam poruszyć
skrzydłami. Biała sierść i pióra zaczęły zabarwiać się na kolor spływającej
małymi strumyczkami krwi.
Oszołomiony Naix przez chwilę nie wiedział co ma zrobić. Wyglądał jakby
dostał gałęzią w twarz.
- Nic ci nie ma? – spytałam całkiem spokojnie jakby właśnie się potknął
Naix? Wciąż bw… >.<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz