- Ne cassez pas moi, le diable créé à partir du feu de l’enfer ! - wrzasnęłam. Znaczyło to mniej więcej <<Nie złamiesz mnie, diable, stworzony z ognia piekielnego!>>.
- Pleurez pas my enfant, perdu dans ce monde! - odpowiedział <<Nie płacz me dziecię, zagubione w tym świecie!>>.
- Ne faites pas semblant, vous le traître! - <<Nie udawaj, zdrajco!>>.
Z płaczem, najszybciej jak umiałam, wróciłam na tereny stada. Wpadłam na Cole'a.
- Co się stało, kochanie?
- Nic, skarbie.
Pobiegłam dalej. Wleciałam do mej starej jaskini. Usiadłam w kącie. Zaszlochana, zasnęłam.
***
Obudziłam się. Rozejrzałam i uświadomiłam sobie, że nie byłam w domu. Byłam w siedlisku demonów. Otoczyły mnie i z pogardą się uśmiechały. Skrzywiłam się. I nagle... Przypomniałam sobie o mych zdolnościach. Zmieniłam się w iskrę i jako płomyczek uciekłam demonom. Och, wolności moja! Czułam się tedy wolna, bezpieczna, ale to tylko pozory. Poczułam, że niknę. Tak, zgasili mnie. Przemieniłam się w siebie. Westchnęłam.
- Wracamy! Do Death'a.
- W życiu, i***ci!
Rzuciłam się na jednego z demonów. A reszta rzuciła się na mnie. W końcu udało mi się jednego z nich zabić. Zabrałam się za drugiego. I w rezultacie dostałam młotem w łeb. Zakręciło mi się w głowie. Cofnęłam się o kilka kroków i upadłam. Niczego nie widziałam, no...., oprócz ciemności.
***
- Angel! - to Melody wołała o pomoc.
Natychmiast do niej podbiegłam. Walczyła z trzema demonami-końmi. Wzięłam się za dwa, a jej zostawiłam jednego.
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz