Z każdym krokiem towarzyszył mi stukot kopyt. Góry były piękne, jednak
wspinaczka po nich bardzo ryzykowna. Wspomagałem sobie co jakiś czas
skrzydłami, aby nie zlecieć w dół. Moim celem był czubek tej góry, który
był schowany w chmurach. Chciałem zobaczyć jak to wszystko wygląda z
tamtego miejsca. Zbliżał się właśnie zachód słońca, także widok będzie
powalający. Przynajmniej mogę tak stwierdzić po zwykłych lotach, gdy to
zazwyczaj wzbijałem się powyżej chmur podczas zachodu i widziałem
przepiękne kolory. Teraz je ponownie chciałem zobaczyć, ale ze szczytu
góry. Nie wiem, czy widok będzie inny, raczej taki sam. Ale zamarzył mi
się mały trening wspinaczki.
Byłem już na szczycie, a widok niczym się nie różnił. Ale był tak samo
równie przepiękny. Zasiadłem na jakiejś skale i przyglądałem się
zachodowi słońca, aż zrobiło się całkowicie ciemno, a niebo zostało
zasiane w gwiazdach. Tym razem nie schodziłem z góry jak ziemski koń.
Wstałem i rozprostowałem skrzydła. Stanąłem dumnie i zatrzymując się na
krawędzi, wzniosłem się w górę, po czym poszybowałem w dół. Zacząłem
lecieć po niebie, prostą linią, w niewiadomym kierunku. Nie miałem
zamiaru tak szybko iść spać. Miałem ochotę na zwykły lot, wśród miliona
gwiazd w blasku księżyca. Tereny z takiej wysokości wyglądały o wiele
lepiej i zdawało się, że są mniejsze, a całe stado nie ma licznych
terenów. Ale to tylko pozory z lotu ptaka.
I tak mijały sekundy, za sekundami minuty, a za minutami godziny.
Wystarczyły dwie i już zatrzymałem się nad małym jeziorkiem. Nie znałem
nazw terenów, nie wiedziałem gdzie które się znajdowały. To dopiero mój
drugi dzień w tym stadzie i nie zdążyłem się zapoznać ze wszystkim.
Jedynie poznałem przywódczynie i tyle. No i znalazłem dom na jednej z
chmur, ale to już co innego. Teraz na własną rękę zwiedzam tereny, a w
tej chwili znajdowałem się na jakiejś polanie, przy której było ogromne
jezioro. Światło z nieba odbijało się w wodzie, co wyglądało naprawdę
pięknie. Ugasiłem swoje pragnienie chłodną wodą, namaczając jedynie
pysk. Gdy się napiłem, spokojnym krokiem ruszyłem wzdłuż całego tego
zbiornika. Nie wiem po co, może chciałem sprawdzić, jakiej jest
długości? Może i tak. Woda co jakiś czas się poruszała, ryby w niej jak i
wiatr wywoływały maleńkie fale, które poruszały odbiciem gwiazd.
Uważnie obserwowałem ruch wody jak i światła oraz to, co znajdowało się
wokół mnie. W nocy nie wiele można zobaczyć, ale moje oczy nie tylko się
przyzwyczaiły do ciemności, to do tego księżyc w pełni oświetlał cały
ten teren, tak więc jedynie nie dostrzegałem szczegółów. Oprócz jednego.
Jakiś wielki ptak, może orzeł zaczął dziwnie się kręcić po niebie, by
po chwili wylądować na ziemi z hukiem. Było jednak za duże jak na orła,
tak więc zaciekawiony poszedłem w stronę wylądowania tego czegoś.
Tym czymś okazał się koń. Miała tak samo jak ja skrzydła i jakoś na oko
była tego samego wzrostu co ja, może milimetrowo mniejsza. Jednak jej
skrzydła były jedynie połową moich. Leżała na ziemi z zamkniętymi
oczami. Na początku myślałem, że zrobiła sobie coś podczas tego lotu,
może coś ją zaatakowało, jednak nie widziałem żadnej rysy, zadrapania
czy czegokolwiek na jej ciele. Może straciła koncentracje? Ale co teraz?
Leżała nieprzytomna na trawie, a ja stałem nad nią i nie zbyt
wiedziałem co począć. W końcu mogło jej się coś stać, a serca z kamienia
to ja nie mam, prawda? Chociaż czasem mnie bawi czyjś wypadek...
Jej kopyto się poruszyło, gdy tylko pyskiem trąciłem jej łeb. Potem
pomału otworzyła oczy, a ja minimalnie się odsunąłem, aby niczego sobie
nie pomyślała. Spojrzała na mnie i automatycznie wstała. Trochę jęknęła,
a jej ciało lekko drżało, ale tak czy siak wstała pewnie.
- Kim jesteś? – zapytała. Dwa dni i nikogo nie poznałem, nikt mnie nie widział. To pewne, że mogłem jej się wydać kimś obcym.
- Dwa dni temu dołączyłem do tego stada. Nazywam się Phanthom –
przedstawiłem się uważnie jej się przyglądając. – Ale mów mi Tom –
dodałem od razu, gdyż nie przepadałem za moim długim imieniem. Wolałem
zwykłe Tom, jak w tamtych czasach. Przez chwilę milczała, jakby trafiła w
głowie moje słowa. – Dlaczego wylądowałaś z takim hukiem na ziemi? Coś
cię zaatakowało? – zapomniałem zapytać o jej imię, ale to za pewne samo
się zaraz wyda. Do tego nie zbyt mnie interesowało co jej się stało, ale
w końcu kultura wypada, prawda?
<Klaczko ze skrzydłami?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz