Ismena biegła
co sił w nogach i ani na chwilę się nie zatrzymywała. Nie przeszkadzały jej
chwasty, ciernie ani korzenie drzew. Cwałowałam zaraz za nią. Wydawała się
bardzo zdeterminowana i pełna złych obaw. Zastanawiałam się co takiego
koszmarnego mogło się stać, że owa samica poprosiła MNIE o pomoc. No cóż. Jest
wojna. Czuć, że już blisko jest jej koniec. Zdziwiło mnie, że biegłyśmy w
stronę Góry Prawy i Oszczerstwa. Tam przecież demony zaatakować nie mogą. Nie
mają tyle energii a Death nie miałby powodu aby tam się pojawić. To tzw.
„martwa strefa”. Trzeba mieć niebywałe umiejętności aby używać właśnie tam
mocy. Spojrzałam przed siebie. Widok nie wydawał się przyjazny.
- STÓJ! – krzyknęłam
i chwyciłam za futro waderę.
- Nie mamy
czasu… - warknęła ale zatrzymała się.
- Co to za
bariera? Nie wystarczy jej złamać ot tak. Ani ty ani Lorgan nie dalibyście rady
sprzeciwić się tej mocy. – powiedziałam spokojnie.
Samica nie
odpowiedziała tylko przesunęła z westchnieniem nosem przed „granicą”.
- Nie wiem jak
ty ale ja nie zostawię… Go. – burknęła Ismena i postawiła łapę na terenie
opanowanym przez to zaklęcie.
Widziałam jak
wykrzywia pysk z bólu ale gdy była już po drugiej stronie grymas zniknął.
Obróciła się do mnie z pytającym spojrzeniem. Kiwnęłam głową i przeszłam.
Żadnego bólu, zawrotów głowy. Czułam tylko przenikającą energię. Dziwne.
Biegłyśmy dalej ale z każdym krokiem mgła, która się utworzyła z nikąd
zagęszczała się a widoczność słabła. Nagle wadera upadła z piskiem na ziemię i
zakryła łapami uszy.
- Wszystko
okey? – zapytałam.
No raczej, że
nie. Wzięłam więc swojego „wroga” na plecy i ruszyłam już nieco wolniej przed
siebie. Tylko w ten sposób mogłam jej pomóc. Ona nie była w stanie prowadzić a
więc biegłyśmy a właściwie biegłam na oślep. A niech tylko poślizgnie mi się
noga i wpadniemy do jakiegoś zadupia! Poczułam, że nogi prowadzą nas coraz to
wyżej a i ścieżka staje się bardziej stroma. Nie wiem ile zajęło mi dotarcie na
górę. Uderzył we mnie nieposkromiony wiatr i pchnął mnie o kilka kroków w tył.
Na górze pustka. Nikogo. Może źle poszłam?
- Jest tu kto?
– spytałam.
- Est… Uuu… Too? St... U… Oooo? –
papugowało mnie echo.
Ismena zawyła z
bólu i poczułam jak spada z mojego grzbietu. Sturlała się gdzieś za skały.
Przynajmniej żaden wicher jej nie zmiecie. Zaśmiałam się.
- Pomocy!
POMOCY! – krzyknął cieniutki głosik. – Proszę…
We mgle
dostrzegłam kontur malutkiej klaczki. Podeszłam bliżej. Maleństwo zaklinowało
się między skałami. Ostre końce kamienie raniły jej kopytka.
- O pani! Nie rób mi krzywdy! Ja będę pani służyć, nich pani
tylko mnie tylko wypuści… - pisnęła.
Bez wahania ruszyłam na pomoc poszkodowanej.
- Nie rób te… -zaczęła wadera lecz przerwała i ryknęła
przeraźliwie.
Miałam wrażenie, że to przez ową klaczkę. Patrzyła w stronę
Ismeny groźnie lecz pomyślałam, że to mało prawdopodobne aby tak mała istota
już potrafiła w ten sposób posługiwać się swoimi mocami. Lecz myliłam się.
Odwróciwszy głowę ujrzałam źrebaka, która pod wpływem magii rośnie i przyjmuje
postać urodziwej klaczy. Nie zdążyłam zareagować gdy pod wpływem umięśnionych
nóg piękności, leżałam powalona na gołej ziemi. Kręciłam głową w prawo i lewo,
rozpaczliwie starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z napastniczką.
- Spójrz na mnie jeśli odważysz się na ten czyn, moja droga.
– powiedziała kojącym głosem.
Westchnęłam i spojrzałam jej w oczy.
- Nazywają mnie Brena. Twój kolega chciał cię chyba
przeprowadzić na drugą stronę rzeki. – uśmiechnęła się słodko a zarazem wrogo.
Puściła mnie i wpatrując się w zachmurzone niebo wyszeptała
te słowa:
- Te
tiaoro nei ahau he hapu o te toto! Ko te wā!
Wokół mnie poczęły wyłaniać się z mgły
kare konie. Obce. Wrogie. Były ich dziesiątki, setki a może i tysiące. Na łbach
miały wypalony znak. Widziałam go… Znam go… Ten charakterystyczny smok…
Szeregi rozstąpiły się a z nich
wyłoniło się dwóch rosłych strażników o twarzach niczym kamienie. Pomiędzy nimi
stał… Lorgan. Miał opuszczony łeb, potarganą grzywę i brudną od pyłu sierść.
- Czego ode mnie chcecie?! – warknął
cicho a w jego głosie słychać było lekkie… przerażenie?
Brena zaśmiała się.
- Zgadnij kochany! Czemu kręcisz
głową? Nie wiesz?! A więc powiem Ci… Chcemy CIEBIE. Tu w naszych szeregach. Aby
mieć TO! – wskazała na Seculorum. – Zabij ją i obmyj się w jej krwi.
Konie wyciągnęły sztylety zza skrzydeł.
- Toto!
Tinana! Te wairua! – krzyknęli wspólnie.
Lorgan spojrzał na mnie
zdezorientowany. Co robić?!
Lorgan?
Nie wiedziałam jak rozwinąć wojnę więc może Ty to jakoś rozwiniesz? XD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz