Podbiegli do mnie.
Szybko wstałam. Ale wstyd!
- Co się stało? –
usłyszałam znajomy głos.
W klaczy
rozpoznałam Venę a ogiera… nie znałam. Vena westchnęła gdy zobaczyła mnie
przemokniętą i zmarzniętą. Była przyzwyczajona, natomiast ogier wlepił gały w
moją przyozdobione w lód sierść.
- To co zwykle. Kto
to? – spytałam.
- Nowy, Galant. – przedstawiła
go klacz.
- Mari. – mruknęłam
i zaczęłam swoje mądrości. -Zatłukę debila, który zamroził jezioro! Zatłukę,
zabiję i rozgniotę!
Galant chciał coś powiedzieć ale przerwano mu.
Zaczerwienił się i przez chwilę kopał kopytem w piasku. Wyglądał na
zestresowanego.
- Hm?! – zdziwiła
się Vena.
- No całe jezioro w
lodzie! Lód!
- W taki ciepły
dzień jak dziś?
- Choć, pokażę ci.
– krzyknęłam i pokłusowałam w stronę wody.
Oni za mną.
- Rozszarpię GO! –
wrzasnęłam i kichnęłam. – Ech! Czy ja nigdy nie zaznam spokoju…?
Galant stał i
wpatrywał się w ziemię.
- A co z tobą?-
zaśmiałam się.
- Bo wiesz… -
zaczął ogier.
- Ja nic nie wiem!
– przerwałam mu.
Na ziemi, przy
kopytach nowego pojawił się szron.
- Ty… i lód? –
popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
Pokiwał głową.
Zaczęłam znów kichać. No i piknie! Zimę przesiedzę na antybiotykach z pokrzyw
Veny! W mych oczach zapalił się ogień. Zabić, rozpruć, odjeb*ć mordę a może spalić go na stosie? Stawia mnie
na trudnym dylemacie! Wobec tego wszystko razem (taka kara)!
Galant? Vena? Życie polega na podejmowaniu
decyzji! (przepraszam, że znów seria dialogowa )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz