-Czemu? Czemu?!- zadawałem sobie to pytanie
Czasem miałem ochotę "strzelić sobie" kulką w łeb. Aby skończyć cały ten teatrzyk. Alby nie narażać nikogo więc.... Jak dawniej.... Spóściłem łeb. Czemu ja? W pewnej chwili usłyszałem jakby krzyk.
Oddaliłem się trochę od jaskiń i terenów stada, fakt, ale nie na tyle, aby moje wyostrzone zmysły nie działały jak powinny. Gwałtownie zawróciłem i pobiegłem w stronę dźwięku. Niestety... Tak jak powiedział ojciec - niedługo pełnia - czyli dzisiaj. Miałem mało czasu. A jako przywódca musiałem czasem ratować kogoś z opresji. Chociaż wolałbym, aby każdy umiał się obronić i poradzić sobie.
Gdy dotrałem przed jaksinię, nie skupiałem się jakiej, miałem na to za mało czasu. Ujrzałem
Death'a i Venę. Stanąłem nagle pomiędzy nimi. Ojciec zaśmiał się ze mnie spoglądając w niebo.
- Nie zdążysz!- zaśmiał się- Niech W S Z Y S C Y zobaczą kim NAPRAWDĘ jesteś!-zaszydził
Czułem jak krew zaczyna mi szybciej pulsować. Czułem ten przeszywający do szpiku kości ból!
I wiedziałem, że on też. Tylko samica, która stała za mną wystraszona, nie miała o niczym bladego pojęcia. I się nie dowie. Powoli moje oczy zaszły czerwonym blaskiem, a ja zapragnąłem krwi. Death zniknął, śmiejąc się całym sobą i ciesząc się z tego widoku. Nie zważając na nic pobiegłem cwałem w las. Nikt nie mógł ucierpieć. Byłem zbyt blisko innych koni.
Wbieglem w gęsty las. I teraz zaczęła się prawdziwa jazda w własnym sobą.
****
Obudziłem się rano nad jakąś rzeczką. Pysk i klatkę piersiową "zaśmiecała" mi krew. Nie pamiętałem nic odkąd uciekłem spod jaksini, a Bóg zniknął. Wszedłem do rzeczki i zmyłem ślady czerwonej krwi.
<Vena? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz