niedziela, 5 lutego 2017

Od Mariki CD Vertus

Byłam odrobinkę potłuczona, przemarznięta i nieco zszokowana. Poza tym byłam cała. Ów nieznajomy… Nienawidzę tego sformułowania; uratował mi życie. Należałoby dodać KOLEJNY obcy ocalił mi życie. Wstyd i hańba! A co jeśli to wróg? Nie… Chyba. Przecież ten nie traciłby czasu i sił na wyławianie mnie z zamarzniętego jeziora lecz od razu z dziką przyjemnością zatopiłby ostrze w mojej szyi.
-Trochę tu ciemno nieprawdaż? - stwierdził mój wybawca.
Istotnie, jedynie niewielka szpara przy wejściu wpuszczała do tej dziury blade światło poranka. Nie widziałam nic poza czarnymi, błyszczącymi oczami ogiera.
Podniosłam lekko skrzydło do góry aby wyjąć skrawek materiału do pochodni z pasu schowanego pod piórami. Jęknęłam cicho gdy skrzydło poruszyło się zaledwie parę centymetrów w górę i napełniło moje ciało bólem. Złamane. Najwyraźniej zahaczyłam nim o krę lodu podczas ucieczki. Przeklęłam moje cudowne zdolności do robienia sobie krzywdy i spróbowałam innych metod. Znałam parę klasycznych zaklęć a i moja matka przecie miała władzę nad ogniem.
-Igneus aranea! - wykrzyknęłam.
Wokół nas pojawił się ognisty krąg, który powoli się zacieśniał. Nie, to nie było to zaklęcie.
-Aenara suengi! - wypowiedziała zaklęcie odwracające i znów spróbowałam właściwego. -Lingua ignis ardentis!
I przed naszymi oczami pojawiły się dwa ogniste świetliki.
-Jeden dla mnie, drugi dla ciebie. - powiedziałam. - I przepraszam, że musiałeś interweniować… Mam nadzwyczajne szczęście do nieszczęść.
Ogier zaśmiał się w odpowiedzi.
Gdy rozbłysło światło ognistych stworzeń jaskinia ukazała swoje oblicze. Była stara, bardzo stara. W jej wnętrzu były ślady walk pomiędzy mitycznymi stworzeniami, dziś już niemalże nie spotykanych. Gdzieś w rogu moje oczy dostrzegły jakby wąską ścieżkę, przejście do nieznanego mi dotąd miejsca.
W milczeniu ruszyliśmy w kierunku skalnej drogi. Szliśmy ściśnięci obok siebie gdyż ścieżka była wąska a… Raźniej i jakby bezpieczniej było obok siebie. Korzystając z okazji poczęłam wypytywać nieznajomego o dane personalne lecz i czujność mą zbudziła jego osoba. Mimo, że skrzydło wydawało się nie do uniesienia, mój łeb z łatwością dosięgnie ostrza schowanego pod piórami. Czy jestem w stanie go z miejsca zabić? Owszem lecz… Byłoby to… Niewdzięcznością. Mogłam przecie zginąć w czarnej otchłani jeziora. Nie zabiję go, jedynie w razie konieczności zranię. Ale czy będzie taka konieczność?

Vertus? BW (╥﹏╥)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz