środa, 30 listopada 2016

(...) Nigdy nie gaśnie ktoś zawsze obserwuje (...)

Hej...
Czemu nikt tu już nie zagląda? Czyżby to już był koniec? Ja na to nie pozwolę. Nie będę pisać przecież sama do siebie! Wiem, że jeszcze niektórzy tu zaglądają więc... Piszcie. Błagam.
~Chico i Hypnotic

niedziela, 27 listopada 2016

Od Mariki CD Lorgana



Czemu to powiedziałam? Szczerze... Nie wiem. Czy aby odgryźć się Ismenie? Jeśli tak to mi to znów nie wyszło. Przez wojnę? A może z powodu Lorgana? Tak, czułam to "coś" do niego. Nie wiedziałam jednak czy to chwilowe zauroczenie czy może coś co już nigdy nie da mi spokoju. Doskonale wiedziałam, że ogier nie odwzajemnia tego uczucia, nie byłam pewna czy uważa mnie za chociby przyjacielela. Starałam się ignorować to co czuję lecz sprawiało mi to trudność. Zresztą ja; pechowiec, słaba istotka z przypadkowym stanowiskiem u boku takiego ideała jak Lorgan? Nie... I nagle poczułam, że nie chcę go znać, patrzeć na jego łeb. Nie chcę słyszeć jego głosu. Tego czego tak pragnęłam lecz nie mogłam nigdy mieć.
- Idzcie już... Ja dam sobie radę. - powiedziałam jeszcze przez łzy.
Zdziwieni trochę opuścili mnie a ja znów zostałam sama. I dobrze. Samotność czasem potrafi być najlepszym przyjacielem. Tak więc załatwiłam to co mialam załatwić i wróciłam do domu. Wieczorem udałam się na krótki spacerek. Na dworze było wyjątkowo zimno. Nagle coś wypadło na drogę i biegło co sił w nogach w moją stronę. Czyżby to była... Ismena?! Na mój widok przewróciła oczami i dreptała w miejscu jakby szukając innego rozwiązania.
- Ech... Choć prędko, nie mamy wiele czasu! - rozkazała z nutką rozpaczy.
Zastanowiłam się czy to nie jakiś podstęp ale... Te jej czerwone oczy, prawie w łzach, zdyszany oddech. Musiało się coś stać.
- Proszę... - jęknęła błagalnie.
Kiwnęłam głową.
- Mimo wszystko ufam ci. Prowadź!
Lorgan? MI SIĘ NIE SPIESZY:))

Od Lianor CD Marika

Nie umiałam Marikę zrozumieć ale nie chciałam jej nic mówić a z resztą wiem że w snach czy w wyobraźniach jest ziarno prawdy.
Po kilku godzinach pożegnałyśmy się.
Nad ranem wstałam rozmyślając o wczorajszym dniu.
Postanowiłam się przejść ale musiałam być bardzo czujna.
Nagle usłyszałam jakiś dźwięk.
Porozglądałam się i byłam gotowa do natychmiastowej walki lub ucieczki.
Nagle wyskoczył wilk demon popędziłam przed siebie.
Jednak on chwycił mnie za nogę.
Starałam się walczyć ale co raz to miałam małe szanse.
Nagle wilk demon wbił mi kły w brzuch.
Poczułam mocny ból.
Przewróciłam się i przy tym poraniłam sobie szyję.
Nagle wilk uciekł zostawiając mnie samą.
Nie wiedziałam z jakiej przyczyny.
Po kilku godzinach podniosłam głowę nadal obolała.
- Ja dalej żyje?- zapytałam się sama siebie
Spojrzałam na swój brzuch.
Był cały w krwi a moja szyja sprawiała mi taki ból że nie mogłam wstać.
Po kilku minutach poddałam się wiedząc że to już mój ostatni dzień.
Leżałam tak aż uwidziałam Marikę.
Ona mnie nie widziała ale mnie szukała.
- Marika tutaj jestem- powiedziałam cicho ponieważ nie mogłam nic mówić.

sobota, 26 listopada 2016

Od Lorgana C.D Mariki

Spojrzałem na klacz, z niemałym zaskoczeniem. W zasadzie sam nie wiem po co nam to wszystko powiedziała, nie jesteśmy jej jakimiś bliskim przyjaciółmi, czy coś. Co najgorsze Ismena mogłaby to kiedyś wykorzystać przeciwko niej. Może się na tym nie znam, ale chyba musiała to z siebie wyrzucić, zapewne nie miała komu się zwierzyć. Przez to można było dostrzec, że wbrew pozorom jest to bardzo wrażliwa i... słaba istota - wybudowała wokół siebie pozory sarkastycznej i twardej osobowości, ale tak naprawdę po przebiciu tego muru można było znaleźć kompletnie kogoś innego. Przykre.
-Bo tak naprawdę ja... - spuściła łeb. - Nie chce żyć... - pociekły jej łzy z oczu.
Ismeny pysk nieco złagodniał, aby po chwili przybrać znudzoną minę. 
- Nie mów tak. - przerwałem jej łkanie swoim zimnym głosem. 
Uniosłem łeb ku górze, a silny wiatr zatargał mą grzywą, unosząc ją przy tym do góry. 
-Życie to dar, którego nie da się odzyskać. Niektórzy w tej chwili właśnie walczą o to, aby tylko chociaż na chwilę, pooddychać - oddechem życia. Niezależnie jak okrutny jest ten świat trzeba walczyć, walczyć z jego przeciwnościami. Wierzę w to, że kiedyś, jak to wszystko się skończy, czyli ta nasza nieustanna walka z demonami i innymi mrocznymi istotami, ten świat będzie lepszy. I będziemy wolni... - wypowiedziałem to wszystko z moimi myślami z przeszłości.
Na to wszystko co właśnie wypowiedziałem, Ismena i Marika patrzyły na mnie jak wryte, a zwłaszcza ta pierwsza. Wilczycy wzrok zamglił jakiś smutek, zapewne też z przeszłości. Wszyscy jesteśmy przygnębieni tym, co się dzieje na tym objętym przez zło światem. Wojna nie trwa tylko w naszym stadzie, ona jest teraz na całym świcie - tylko, że my starliśmy się tego nie widzieć i udawać, że wszystko jest w porządku dopóki jesteśmy na terenach pozornie bezpiecznego stada. Niestety taka jest prawda.
-Chodźcie, musimy iść w końcu do tego medyka. - po krótkiej chwili się odezwałem.
Marika skierowała swoje jak ze szkła, jeszcze zapłakane oczy i powiedziała:
-...

(Marika? Wybacz, że musiałaś tak długo czekać :c) 

piątek, 25 listopada 2016

Od Mariki CD Death Angel



Uśmiechnęłam się. Ruszyłyśmy biegiem na polanę. Tam miał na nas czekać Evil. Stary znajomy mego brata, prawa ręka Death’a. Dostrzegłyśmy go już z daleka. Jego czarna, metalowa zbroja lśniła blaskiem księżyca. Posiadacze takich zbroi byli bezwzględni. Mogli zabić za byle co, nawet dla zabawy. Ogier wyszczerzył zęby na nasz widok.
- Witam panie. Z dziką przyjemnością was wpuszczę lecz wydaje mi się, że tylko jedna z was była umówiona. – Evil zarechotał.- Ale Najwyższy Pan i Władca na pewno będzie zadowolony.
Obrócił się  stronę Dema (jak to się odmienia?!).
- Spiepszaj zapchlony kundlu! Na ciebie czas jeszcze przyjdzie. – to mówiąc Evil wyciągną miecz z trzema ostrzami, nasączony trucizną.
Demo zawarczał groźnie. Angel rzuciła się w stronę ogiera.
- Rób co ci każe! – krzyknęła.
Lis z lękiem w oczach podkulił ogon i raz po raz obracając się jeszcze za nami pierzchł w krzaki.
„To może być pułapka…” pomyślałam ale nie chciałam już martwić klaczy.
Z opuszczonymi łbami poszłyśmy za Evil’em. Z każdym krokiem zapach krwi i stęchlizny nabierał wyrazistości. Klacz łykała powietrze z obrzydzeniem ale i z lekkim zadowoleniem. Pochodziła właśnie z tych stron.
- Przyszła…
- Ale wyładniała…
- No co ty…?
- Ojć ojć! Jaka szkapa! To kiedyś była nasza PANI?!
- Chować się! Idą!
Wokół nas zgromadziło się wiele ciekawski ślepi plotkujących i wyzywających nasze osoby. Byłyśmy już w legowisku demonów. Szliśmy jeszcze pół godziny w ciemnościach.
- ZOSTAW JĄ W SPOKOJU! – wrzasnął czyjś głos z daleka. – Puśćcie mnie!
Przyspieszyłyśmy kroku.
- Co wam się tak spieszy panienki? – zaśmiał się szyderczo nasz „przewodnik”.
Nie odpowiedziałyśmy. Nagle świece, jedna po drugiej zapaliły się oświetlając nam drogę do siedliska boga śmierci.
Siedział on dumnie na wysokim tronie a jego kłach szamotała się niewinna myszka. Na nasz widok uśmiechnął się i przegryzł zwierzątko. Jego rozerwane ciałko upadło zaraz przed naszymi kopytami brudząc je świeżą krwią. Klacz zamarła. Nie z powodu myszki lecz… Cole’go. Krwiożercze wilki śmiejąc się i wyzywając naszego przywódcę raniły jego czerwoną skórę.
- Angel… Uciekaj! – wymamrotał zmęczony.
Angel naturalnie rzuciła się cwałem w jego stronę ale Evil chwycił ją za szyje i przyciągnął spowrotem do siebie. I oto w tym momencie jakby z mgły pojawił się ogier.
- Ojcze masz rację co do urody tej istoty… - uśmiechnął się do mojej przyjaciółki.
- Po co to wszystko?! O co wam do cholery chodzi???!!! – krzyknęła pobladła klacz.
- Hm… Postanowiłem darować ci życie gdyż pochodzisz z mego rodu. W zamian żądam abyś poślubiła mego syna Errege Sufrimendua. To on chciał ciebie za żonę. Rozejrzyj się. Tu nie ma ucieczki. Tu jestem ja i ty. Zrób jeden krok a moi podwładni przebiją cię na wylot. Nie masz wyjścia. Poślubisz Errege i przeżyjerz albo rzucisz się za zdrającą, synem mym Cole’m i będziesz patrzeć jak umiera, jak cierpi... I zginiesz z żałoby i bólu. – Death wbił wzrok w Angel a ta nawet nie drgnęła.
Death Angel? Sry, że tak długo. Zupełnie o tym zapomniałam:/

środa, 16 listopada 2016

Od Mariki CD Lianor



Odetchnęłam z ulgą gdy ujrzałam spowrotem Lianor. Udałyśmy się szybko w bezpieczne miejsce, gdzie odpoczywała reszta stada. Rozmawiałyśmy długo na temat tego i owego.  Jeszcze parę razy zapytałam klacz czy wszystko jest ok i obie się pożegnałyśmy. Odeszłam pomóc Marinie przy opiece nad rannymi. Musiałam jakoś jej się odwdzięczyć za troskliwą opiekę po znalezieniu w wąwozie. Niedługo potem zapadła noc. Ruszyłam zamyślona w kierunku jaskini. Gdy weszłam pierwsze na co padł mój wzrok było coś w rodzaju wyścielonego łoża. Bez wahania położyłam się na mięciutkim kocyku z najdelikatniejszej wełny, przysłanej od babci. Puszek ułożył mi się na grzbiecie i parę sekund później spał jak zabity. Ja też nie musiałam długo czekać ażeby nadszedł mój sen…
Wędrowałam leśną ścieżką wzdłuż ciemnej rzeki. Noc była taka piękna! Nagle z oddali rozległ się okropny krzyk a zaraz potem szyderczy śmiech. Przestraszyłam się okropnie i mimo trzęsących nóg ostrożnie udałam się szlakiem wyznaczonym przez nieludzkie dźwięki. Zajrzałam zza krzaków. Na wieeeelkiej polanie odbywała się prawdziwa rzeźnia! Tysiące a nawet setki tysięcy demonów wbijało swoje kły w moich przyjaciół. Wśród nich zobaczyłam Lianor. Krzyczała w niebo głosy. Jej śmierć była długa i bolesna. Chciałam skoczyć im wszystkim na ratunek lecz coś trzymało mnie za nogi. Krzyknęłam raz i drugi. Z ciemności coś wyskoczyło i…
Obudziłam się. Poczułam kropelki potu na „czole”. Delikatnie zsunęłam Puszka z grzbietu. Wymamrotał coś przez sen. Pocałowałam go i z bijącym sercem pocwałowałam szukać Lianor. Nigdzie jej nie było! Przełknęłam ślinę. Nagle o coś się potknęłam. Runęłam na ziemię lecz zaraz się podniosłam.
- Hej, co się stało? – spytała świeżo przebudzona klacz.
- Dzięki Bogu! ŻYJESZ! – uśmiechnęłam się i przytuliłam ją.
Odwzajemniła uśmiech i spytała lekko zdziwiona:
- A dlaczego miałabym nie żyć?
Westchnęłam.
- Dzieje się coś dziwnego… I nie wydaje mi się aby to był to tylko wybryk mojej wyobraźni… - szepnęłam cicho.
Lianor? Brakrakus wenus maximus :(

wtorek, 15 listopada 2016

Od Hypnotic C.D. Charriota

- Wasza medyczka.... No jasne - mruknęłam.
Nadal miałam przed oczami gwiazdy i spadałam w dół.
-Sarkazm to dobry znak - Vena posłała mi kolejny uśmiech.
Przewróciłam oczami, choć kosztowało mnie to dużo bólu. Syknęłam. Chciałam by Mara była tu ze mną. Lub Halt. I żeby mi pomógł bo w końcu tu należał. I nagle wpadłam na pewien ciekawy pomysł. Może Vena go znała? Albo ktoś inny? Wątpię żeby zapomnieli o swoim szamanie. Uśmiechnęłam sie pod nosem. Czemu by nie? Raczej mnie nie zabiją za takie pytanie.
- A znaliście może.... Halt'a? Był u was szamanem? - powiedziałam.
Vena na chwilę zatrzymała się w pół ruchu. A akurat miała już wyjść z obszernej sali. Uznajmy ją za salę szpitalną. Klacz zamknęła drzwi i z powrotem do nas podeszła. Spojrzała na mnie i dla odmiany zasępiła się.
-On utonął. I tym obraził bogów, a oni skazali go na 300 tysięcy lat powolnej choroby. Obraził swego dziadka - Edena - odparła klacz.
Uśmiechnęłam sie pod nosem.
-Był moim nauczycielem. Pomagał mi gdy zostawiono mnie w lesie - powiedziałam na szybko wymyślając że mnie zostawiono.
Nie chciałam od razu wyjawiać Charriot'owi, że chyba go znam. A nawet na pewno. Jednak co jeśli potem nasze drogi sie rozejdą, a on nie będzie znał prawdy? On także był wtedy młody, a ja sie zmieniłam. Vena uniosła brew.
-Serio? - zapytała.
Kiwnęłam łbem. Czyli go znała. I to nawet bardzo dobrze. Do sali wkroczyła jeszcze klacz z rogami jak u jelenia, biała pegazica, oraz czarny pegaz.
-Możesz już iść, Veno - powiedział.
Klacz szybko szepnęła mu coś na ucho i zniknęła za drzwiami. Biała klacz podeszła do Charriot'a i opatrzyła mu porządnie, nogę. Natomiast druga klacz została z tyłu.
-Witajcie. Jestem Cole, przywódca Kings of the Hill. A to jest Marina, medyczka, i Isleen, szamanka - powiedział - Słyszałem, że ty znałaś Halt'a?
Przytaknęłam.
-Był oddanym szamanem - stwierdził Cole.
Marina uśmiechnęła sie a Isleen pewnie go nie znała.
 Charriot?

Od Charriota CD Hypnotic

   Ogier zupełnie nie miał pojęcia, co właściwie się stało. Ostatnie zdarzenie, jakie pamiętał, było w całości zamazane i przedstawiało jedynie zarys prawdopodobnych zdarzeń... kilka plam, ból i utrata przytomności. Gdy otworzył oczy, pierwsza jego spojrzenie otrzymała pierwsza klacz... Hypnotic? Tak. Chyba tak. Mrugnął, czemu towarzyszył beznadziejny, rwący ból. Właściwie dopiero teraz zorientował się, w jak paskudnym stanie była jego noga. Połowa jego tylnego lewego uda była zupełnie niezdatna do funkcjonowania. Choć krew już zakrzepła, nadal nie maskowała ogromnej wyszarpanej na nim rany. Wolał nawet nim nie ruszać, jedynie ponownie zamknął oczy, wziął głęboki oddech i spróbował stłumić ból. Częściowo się udało.
   Wtedy właśnie porywaczka podeszła bliżej niego, nie wydawała się być niebezpieczna... wciąż się uśmiechała, to fakt. Ale uśmiech ten wcale nie był sadystyczny - faktycznie wyglądała, jakby chciała pomóc im obojgu. Nie wiedział, na ile to wrażenie jest prawdziwe. Równe szanse są na to, iż zaatakowało ich jakieś dzikie zwierze i to, że to biało-brązowa pegazica znokautowała ich i w jakiś sposób zawlokła do tej sali.
— Kim jesteś? — Spytał, widząc jak klacz niebezpiecznie się do nich zbliża. Siedział w tej chwili nieruchomo, jedynie wpatrując się w głębię jej oczu. Próbował z całych sił przejrzeć jej zamiary. Vena zatrzymała się, najwyraźniej specjalnie po to, by dokładnie mu się przyjrzeć. Nie stanowił dla niej zagrożenia. Oh, z pewnością nie. Był w tym momencie ostatnią istotą, która mogłaby jej zagrozić. Niemniej Przechyliła głowę i na krótki moment, niemal niezauważalny, przestała się uśmiechać. Rozważyła morderstwo? Może. Ale chyba prędko zrezygnowała z tego pomysłu.
— Jak już powiedziałam, nazywam się Vena. — powtórzyła się, nadal stojąc w miejscu. Zupełnie ignorowała w tym momencie poczynania towarzyszki Charriota, która starała się wstać, lecz i jej się to nie udawało. Hypnotic wydawała się czymś otumaniona.
— No... tak. Ale kim jesteś. Po co nas tu przyniosłaś? i czemu nas jeszcze ne wypuściłaś? Mam przyjaciela, rozdzieliliśmy się dosłownie kilka minut przed tym, jak na nas napadłaś. W tej chwili na pewno już mnie szuka... ma doskonały węch. Pewnie już znalazł trop i tu zmierza. — Mówił, nie spuszczając oczu z klaczy.Po raz kolejny przechyliła głowę, tym razem w serdecznym geście - w drugą stronę. Nad czym rozmyślała?
— Właściwie, to właśnie miałam podjąć ten temat... — Zaczęła, robiąc krok do przodu. — Wcale was nie porwałam. Zaatakował was smok, który gonił również mnie. Ogłuszył was i już miał rzucić się na mnie, gdy twój towarzysz... to znaczy, tak mi się zdaje. Co chwilę patrzył na ciebie i powtarzał imię. Domyśliłam się, że jest twoje. Charriot? — najwyraźniej mówi prawdę. — Uratował mnie, ale smok w ostatniej chwili zdążył go czymś otruć. Nie mam pojęcia co to było, ale doznał jakiegoś rodzaju... napadu i stracił przytomność i niemal umarł. — Wytłumaczyła się, patrząc na łańcuchy zapięte wokół naszych nóg. — Skuliśmy was w razie, gdybyście i wy dostali szału. Cimio jest w sali obok, póki co się nie obudził, ale jest w dobrych rękach. — Ale coś nadal nie było jasne...
— Wy? To znaczy kto.
— Wkroczyliście na tereny naszego stada, Kings of the Hill. Ogólnie rzecz biorąc, wtargnęliście tu bez pozwolenia, jednak z uwagi na okoliczności zezwolono wam zostać. — Objaśniła, patrząc w końcu na Hypnotic. Domyśliła się najwyraźniej, że Charriota właśnie to zagadnienie zaczęło męczyć najbardziej, skoro tajemnica znalezienia się tu już wyjaśniona. Nie miał w końcu za złe ostrożności. Jakby mógł? — Uderzyłaś się w głowę, ale Marina mówi iż nie jest to nic poważnego. Niedługo powinnaś odzyskać pełną sprawność.
— Marina? — Wymskęło mu się.
— nasza medyczka.
<Hypnotic?>

Od Hypnotic - You say: scary war, I say: really? cz. I

Wojna z demonami.... Czegóż to oni nie wymyślą? Prychnęłam. Od dwóch dni, tylko siedzę w jaskini bo tak kazał Cole. Mam jego zakazy gdzieś, ale.... A jakbym sie cofnęła i wyszła zanim on zamknie mi jaskinię? Tajemnicza iskierka błysnęła w moim oku. Wpadłam na świetny plan.

***
Po przejściu w czasie, szybko zrobiłam z wody swoją podobiznę. Po chwili na horyzoncie ujrzałam sylwetkę Cole'a. Był coraz bliżej. Szybko ukryłam sie między skałami.
-Hypnotic? Mamy wojnę. Bezpieczniejsza będziesz w jaskini - powiedział i zamknął otwór głazem.
-Jasne - odpowiedziałam z krzaków.
Miałam wrażenie że to demon zmienił sie w Cole'a. Wyskoczyłam z krzaków i polałam go specjalnym naparem który niszczył iluzje. Nauczył mnie go robić, Halt. Uśmiechnęłam sie pod nosem, gdy ukazał mi sie demon. Nie miał oczu i widać mu było mięśnie szczęki. Wzdrygnęłam sie gdy spojrzałam na niego ponownie. Jak takie ochydne stworzenia
mogłyby z nami zwyciężyć? Tak, dokładnie. Z NAMI. Teraz jestem częścią Kings of the Hill.
Wyciągnęłam z kaptura, mojego czarnego płaszcza od Veny, dwa sztylety. Demon zaśmiał się.
-Ty i te twoje dwa patyki, nie macie ze mną szans - wyszczerzył swoje upiorne zębiska.
Skrzywiłam się. Nie myśl o tym jak wygląda. Zabij go. Jednak to nie takie proste gdy ma sie przed sobą taką karykaturę konia. Wzięłam głęboki wdech. Czemu by najpierw go nie podenerwować?
-Te patyczki cię poszatkują demonisko - powiedziałam pewnym siebie głosem.
Ten jednak ponownie sie zaśmiał i rzucił sie na mnie. Nie byłam na to przygotowana i upadłam. Okazało sie, że ma także nienaturalnie grubą szyję. 
-Fu - mruknęłam i wbiłam jeden z noży w jego pusty oczodół. 
Trysnęła krew. Splamiła jednak jedynie pysk przeciwnika oraz trawę wokoło. Teraz wyglądał jeszcze makabrycznej. Pomyślałam że idealnie nadawałby sie do jakiegoś kiepskiego horroru o tytule "Demon to wstrętna karykatura". Podszedł do mnie i zadał mi cios. Nie zdążyłam sie obronić i chyba zranił mnie w szyję. A nawet na pewno. Bo piekło niemiłosiernie, a na makabryczny dodatek, i z mojego ciała tryskęła krew. Podniosłam sie z ziemi i ponownie natarłam na demona. Tym razem udało mi sie trafić sztyletem w jego serce. Było czarne. Potem demon szybko rozpadł sie w proch. A ja pobiegłam w stronę jaskini Mariki. 
C.D.N

Rana na szyi -7 HP
Hypnotic zabija jednego demona

poniedziałek, 14 listopada 2016

Od Hypnotic C.D. Charriota

-Wysil sie kto? - zapytałam patrząc na samotnie stojącego, srokatego konia.
-Nie ważne - odparł wymijająco - Kim jesteś? - zapytał.
-W takim razie uważam że to także powinno być nie ważne - odparłam.
Westchnął, jakby był zmęczony życiem. Zmęczony tymi wszystkimi sytuacjami. Więc postanowiłam sie cofnąć w czasie w jego życiu.

***
Rozmawiał z jakąś klaczą. Dzięki temu już znałam jego imię - Charriot. Szukałam dalej. Czy należy do jakiegoś stada, kim jest. Wszystko miałam podane jak na tacy. A wystarczyło trochę cofnąć sie w czasie. Jednak coś mnie zaniepokoiło. Nie umiem teraz stwierdzić co.... A jednak.

***
-Serio? To tak sie bawimy? - powiedział - Czemu uważasz że to nie jest ważne?
-To samo pytanie mogłabym zadać tobie - stwierdziłam - Nazywam sie Hypnotic. Nie należysz do żadnego stada, co Charriocie?
Na chwilę zamilkł. Jak zawsze. Wszyscy myślą że mam telepatię, a jednak. Władam czasem. Unisołam pytająco 'brew'.
-No nie. Raczej nie - odpowiedział już nie tak pewnie.
Zaśmiałam sie cicho.
-A kim była tamta klacz? Przyszła z zaświatów? Nazwała cie synem - uśmiechnęłam sie szyderczo.
Na moment zastanawiał sie o co może mi chodzić. Ja walczyłam z poczuciem winy, że grzebałaś mu w życiu i wspomnieniach. Musiałam sie ich pozbyć zanim mu powiem skąd to wiem. Bo potem zrobiła bym sie bardzo... Troskliwa.
-Skąd o tym wiesz? - zadał kolejne pytanie.
-Na litość Boską! Jeszcze nie skumałeś że cofnęłam sie w czasie do twojej historii? - mruknęłam.
Udawałam, że niby wielce znudzona wzdycham i już miałam odejść gdy usłyszałam szelest. Po chwili coś wciągnęło mnie i ogiera w krzaki. Porywaczem okazała sie być biało-brązowa pegazica w płaszczu. Potem uderzyłam łbem o skałę i straciłam przytomność.

***
Obudziłam sie w obszernej sali. Obok leżał Charriot. Miał chyba złamaną nogę. Czułam sie jakbym leciała i równocześnie spadała w dół. No i jeszcze ten okropny ból... Miałam ochotę zmymiotować. Zasnąć jeszcze raz. Tylko że tym razem na dłużej. Właśnie wtedy kiedy do sali wszedła ta sama pegazica, obudził sie mój towarzysz.
-Nie śpicie już, to miło. Jestem Vena - uśmiechnęła sie.
Nie chciałam by sie uśmiechała. Chciałam sie dowiedzieć czemu tu jestem i po co nas uprowadziła. Czy jest sadystką? Już jej nie ufałam.

Charriot?

Od Charriota

   Srokaty ogier przechadza się po zboczu, błękit niesie nocą. Uśmiecha się lekko, rozglądając wkoło – Ciche światła morskich fal tańczą w rytm jego kroków. Pod taflą wody dostrzega plączące się węgorze, to bracia, którzy bawią się północą. Koń stanął w miejscu, przysunął się do krawędzi, a kamienie pod jego kopytami osunęły się... on jednak mimo braku skrzydeł nie spadł, ani nie wystraszył się. Spojrzał w górę i zamknął oczy. Wsłuchał się w upadające kamienie, w grę oceanu i szepty ryb. Otworzył oczy, a jego ślepia rozświetliły się na widok pojawiającej się przed nim zjawy. Płakał, wpatrując się w nią.
— mamo — Szepnął. — Wiedziałem... czułem, że nie zdążyłem. — Jego głos załamał się, nim jeszcze zaczął przepraszać. Całe jego przygotowania do tej chwili poszły na marne... o śmierci swojej matki dowiedział się już jakiś czas temu, jednak cały czas nie wierzył, czy też nie chciał uwierzyć, iż jest to prawdą. Choć to jego własny brat powiedział mu o tragedii, ogier zaprzeczył temu. Bał się prawdy, tym bardziej, iż fakt spełnienia się słów Darno musiały oznaczać złamanie danego przez Charriota obietnicy. Miał wrócić, nim matka umrze. Miał się nią zaopiekować, lecz tego nie zrobił. A teraz nie mógł już wytrzymać niepewności i zrobił to – przywołał ją. Tydzień planowania i rozważań, jak przeprowadzić tę rozmowę, dopasowywanie czasu, miejsca... to wszystko było na nic. Bo teraz, gdy patrzył na srebrzystą poświatę swojej matki, nie mógł wykrztusić z siebie nawet jednego słowa. Poza nieprzewidzianymi szeptami i rykiem rozpaczy.
Charriocie... nie płacz. — Rzekła klacz, podeszła do syna po niewidzialnych schodach i stanęła obok konia, odpychając go od klifu z cudowną delikatnością. Nawet po śmierci nie wyobrażała sobie świadomości, iż jej ukochanemu synkowi mogłoby stać się coś złego, nawet przez przypadek. Stał po prostu zbyt blisko krawędzi. — To nie twoja wina. — uspokajała go swoim anielskim głosem. Zawsze była uosobieniem dobra, szczególnie w oczach Charriota, a jej obecna forma była jedynie tego dowodem. — Nie mogłeś wiedzieć, co się dzieje. — Spojrzał się na nią.
— Obiecałem ci, że będę przy tobie.
— Ale nie zdołałeś, gdyż nikt nie zdołał powiadomić cię na czas. Gdybyś wiedział, co się dzieje, zjawiłbyś się przy mnie od razu. — Wiedział to, lecz poczucie winy nie pozwalało mu tego przyjąć.
— Powinienem był się domyślić, albo zostać, zamiast zostawiać cię samą. — powiedział, tupiąc w ziemię. Kolejna grupka luźnych kamieni stoczyła się po klifie, lądując w wodzie.
— Był ze mną Cima. To on powinien mnie chronić, nie ty. Tobie będzie należne chronić własną rodzinę. — Rzekła, robiąc krok w tył.
— Czekaj. — Nie powinna zostawać tak długo. Wiedział o tym, czasu może wystarczy tylko na krótką rozmowę, parę minut... potem wrota się zamykają, nie będzie mogła wrócić, ale... ale nie chciał się z nią rozstawać.
— Trzymaj się dobrze, skarbie. Obyśmy nie widzieli się jak najdłużej. — Rzekła, ostatni raz tuląc syna. Pozwolił jej odejść, zniknęła.

*Dwa miesiące później*

    Dalsza podróż nie miała przynieść innych skutków... ogier przedziera się przez coraz to wyższe wzgórza, rozgląda się o ocenia odległości. Ogrom terenów, na które spogląda, odbija się w jego oczach. Uśmiecha się, widząc piękno ich kolorów. Wciągnął najwięcej powietrza, jak tylko był w stanie. Czyste, odświeżające – górskie powietrze. 
   Nagle szelest. Ogier natychmiastowo nieruchomieje. Za mną. Dwanaście stopni na prawo. Trzy, może cztery metry. W ostatniej chwili odskakuje i kopie napastnika. Oszołomiony drapieżnik otrzepuje się z bólu, gdy ogier patrzy na niego.
— Cholera. — Mówi hybryda, wstając z ziemi. — Myślałem, że tym razem cię zaskoczę. — Jęknął.
— W twoich snach, Cimio. — Stwierdził Cherry, pomagając wilko-konowi wstać. — Będziesz miał sporego guza. — Śmieje się, patrząc na pojawiający się na czole stworzenia guzek. Póki co dość niewielki.
— Mogłeś nie kopać mnie tak mocno. — Rzucił zwierz mimochodem, ruszając przed siebie.
— A ty gdzie znowu idziesz? — Spytał zdziwiony koń. Był już pewien, że towarzysz ruszy w drogę razem z nim. — Poważnie, jeszcze niczego nie upolowałeś? Tylko mi nie mów, że przez te... ile... dwie godziny zasadzasz się na mnie. — Cimio wyraźnie się speszył. Faktycznie, na czajenie się za koniem poświęcił większość tego czasu, choć wcale nie miał zamiaru się nim później posilać. Właściwie to ich nietypowa zabawa w podchody przeważnie nie kończy się nawet wystawianiem pazurów. Punktem wygranej jest wylądowanie na grzbiecie konia, czego zwierz i tak jak do tej pory nie dokonał.
— No... nie. — Skłamał. — Ale w tych górach kompletnie nic nie ma.
— Ta. poza tymi wszystkimi zającami, kozami górskimi i jedynie bogowie wiedzą, co jeszcze. Widziałem tu kilkanaście różnych gatunków przez ostatnie pół godziny. Wysil się bardziej i chodź. — Mruknął ogier, pokonując kolejne kilka skał,
— Wysil się kto? — Kilkanaście metrów od dwójki pojawił się nowy głos, podczas gdy Cimio zdążył się zmyć. Ogier spojrzał na nieznajomego. Okazał on się być jasnej maści klaczą, posiadającą... no proszę. Skrzydła.
<Hypnotic?>

Hypnotic - Morderczyni

"Jeśli masz w sobie dość odwagi by powiedzieć bogom: stop, to jesteś już przygotowany na najgorsze. Jednak jeśli stchórzysz to oznacza, że nie byłeś gotowy"
IMIĘ: Nazwano ją Hipnozja. Jednak ona uznała że można je choć trochę zmienić. Tak więc przedstawiam wam Hypnotic.
PŁEĆ 
WIEK: 3 lata i 0 miesięcy
RASA: Pegaz a raczej Pegazica.
RANGA: 3 jak przystało na zwykłego członka stada, którym Hypno jest.
HIERARCHIA: Morderczyni. Uznała że to mało wymagająca, nudna i prosta praca. Bo kto niby potrzebuje morderców?
GŁOS: Ruelle
MOCE:
• Hypniotic (jak sama nazwa wskazuje) potrafi kogoś zahipnotyzować. Sprawić by coś zrobił mimo swojej woli. A nawet zabił siebie, swoich bliskich czy samą Hypno.
Łamanie granic czasu. Potrafi w jednej chwili cofnąć sie w czasie, zatrzymać go, przyśpieszyć, zapobiec jakiemuś zdarzeniu. Gdy jest pod ochroną czasu czasu to przenika przez ludzi i przedmioty.
Woda w szerokim pojęciu. Oddychanie pod wodą (ma płuca wypełnione wodą), ty cały mokry, tworzenie pary... To wszystko tylko i wyłącznie jej sprawka. Jednak jeszcze nie do końca nad tym panuje i czasem zdarza jej się spowodować powódź.
UMIEJĘTNOŚCI:
• Siła: ★★★★
• Wytrzymałość: ★★★
• Zwinność: ★★★★★
• Szybkość: ★★★
• Czujność: ★★
EKSTERIER
• Budowa: Hypnotic jest delikatnej, aczkolwiek umięśnionej budowy. Nie da sie jej jednak pomylić z ogierem.
• Maść: Jasnokasztanowata. Jednak niektórzy określają ją jako izabelowatą.
• Głowa: Jest dość krótka, nisko osadzona. Oczy w kształcie migdałów, przepełnione uczuciami i emocjami. Uszy niezbyt duże. Że już nie wspomnę o nozdrzach (hi hi.... Nozdrza.... Hi hi).
• Grzywa: Jedwabista, długa i zadbana. To jeden z niewielu (wielu) atutów Hypnotic. Jest dumna ze swojej błyszczącej, białej niczym śnieg grzywy.
• Ogon: Równie biały, długi i jedwabisty jak i grzywa. Z tą różnicą, że ona uważa, iż jej ogon jest brzydki.
 • Nogi: Silne i długie. Kiedyś niosły ją przez góry, ponad tydzień. 
TEMPERAMENT: A więc mowa tu o dość niezwykłej klaczy w tym stadzie. Jest ona wyjątkowo
egoistyczna. To jedna z tych "paniusi" które pielęgnują sie jak tylko mogą, tyle że ona jest skłonna do
zabicia wielu osób. I nie obchodzi ją czy krzyczą, cierpią i zwijają sie z bólu. Ona po prostu wykonuje rozkazy. No dobra. Nie jest znowu taka posłuszna bo chyba wszyscy lubią wolność. Jednak jeśli już stanie sie wobec kogoś lojalna to zrobi dla niego wszystko.
Zadziorna. Nie pozwala sobą pomiatać na prawo i lewo. Ma swoje zdanie i nie zawaha sie go użyć w obronie własnej bo wbrew temu co myślisz to inteligentna klacz. No i wierz mi że chyba nie chcesz być jej wrogiem numer jeden przez takie głupstwo jak nazwanie jej nierozgarniętą.
Kreatywna. Jednak w bardzo krwawym sensie. Może lepiej żebym nie rozpisywała sie na ten temat bo to... Śniłoby sie potem wszystkim po nocach. Po prostu wymieniamy tu jej cechy. Nie tworzymy horroru.
Ambitna. Do celu dojdzie po trupach (i to nawet dosłownie) a potem postawi sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Dlatego też traci tak wiele i zyskuje jeszcze więcej.
Pani Encyklopedia. Czasami uważa że jest nainteligentniejszą klaczą na tej planecie. A to jest naprawdę, naprawdę irytujące. I wręcz ma sie ochotę ją wtedy zabić.
Złośliwa. Czepia sie o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Nie jest to najprzyjemniejsze na
świecie, ale czasem przydatne. Po prostu wystarczy jej trochę odpuścić.
Strażniczka. Czuwa nad tym by nikomu nic złego sie nie stało. Jest po prostu... Troskliwa tylko dla przyjaciół i rodziny.
Ogółem mówiąc - przy tej klaczy stracisz cierpliwość na zawsze. 
RODZINA:
Matka - Sheherezada
Ojciec - Yume
Siostra - Quintaquel
Brat - Ventoredes
TOWARZYSZ: Mara 
PARTNER: Pożyjemy, zobaczymy i poczujemy. Jej sie nie śpieszy. 
 HISTORIA*:  Urodziła się podczas okrutnej zimy. Szybko trzeba było znaleźć schronienie. I tak Sheherezada trafiła do stada Eternal Inferno. Potem zakochała sie w ogierze gamma imieniem Yume. Narodził jej trzy śliczne źrebaczki. Jednak Hypnotic poszła dalej. Trafiła do jakiegoś stada gdzie batami byli rodzice Charriot'a. Jednak była wtedy tak młoda... Ze względu na jej niebezpieczne moce, nie przyjęto jej. Wypędzono. Przeklęto. Mała klaczka tragiła do ludzi. Oni jeszcze nigdy pegaza nie widzieli. Chcieli odciąć jej skrzydła. I wtedy przyszła Mara. Ta niepozorna lisica pomogła Hypnotic uciec z "niewoli". Potem żyły w lesie. Przygarnął je stary szaman. Nazywał sie Halt. Powiedział że bogowie go ukarali za jakiś potworny czyn. Uczył ją jak opanować moce i nigdy nie ściągał maski. Po pół roku, wyjawił jej że należał do stada Kings of the Hill. Jednak Hypno nie chciała go opuścić. Stał sie dla niej jak ojciec. Tyle że rok później zmarł. Klaczka długo opłakiwała jego stratę. Tyle już w życiu straciła... Nie chciała sie cofać w czasie i zaczynać wszystkiego od początku więc postanowiła odnaleźć KotH o którym mówił Halt. Wzmocniła sie. Usamodzielniła. I błagając Cole'a dołączyła do stada. Nigdy nie zapomniała jednak o krzywdach jakie wyrządził jej los. I nie zapomniała o swojej rodzinie. Postanowiła że kiedyś ich odszuka. No i ukarze tamto wredne stado. 
KONTAKT: Komunia03