niedziela, 30 października 2016

Od Lorgana C.D Mariki

Zaśmiałem się do siebie.
-Jak tu trafiłem? - powtórzyłem pytanie z lekko obłąkanym uśmiechem.
Klacz otworzyła szerzej oczy i chyba w zasadzie się domyśliła, co właśnie uczyniłem.
-Oj, nieładnie zaglądać komuś tak w umysł... - zwróciłem się do niej nie zmywając przy tym mojego "uśmiechu".
-Skąd wiesz, że ja... - zaczęła, lecz tym samym ja jej przerwałem.
-Że ty potrafisz zaglądać komuś w umysł? Wyczułem to. Także wyczułem to, że się dobierasz do moich wspomnień, a więc utworzyłem coś na rodzaj "fałszywych zdarzeń z przeszłości". Wszystko, co tam ujrzałaś było fałszem. Byle komu nie pozwoliłbym patrzeć w moje wspomnienia. 
Tym razem to klacz zmrużyła oczy. Próbowała znowu dostać się do mojego umysłu, a przy tym myśli.
-I uwierz mi, że już się tam nie dostaniesz. - Posłałem jej wyzywające spojrzenie.
-Zaklęcie blokujące... - szepnęła do siebie. 
Skinąłem łbem.
-Głupia nie jesteś, a więc powinnaś się też domyślić, że moje "rozważające myśli" też były przykrywką, chciałem ciebie sprawdzić, a tak dokładniej to twoją moc. - uśmiechnąłem się szyderczo. 
Marika wydawała się lekko rozkojarzona.
-A teraz jeśli pozwolisz pójdę już, nie mam czasu na udawanie, że nie wiem, czy nie rozumiem o co Ci chodzi... Żegnam.- Odwróciłem się napięcie i ruszyłem w przeciwnym kierunku.
-Lorgan! Zaczekaj! - krzyknęła za mną.
Zatrzymałem się i westchnąłem.
-Tak? 
Klacz podbiegła do mnie.
-Dokąd idziesz? 
Moja "twarz" tym razem pozostała bez jakichkolwiek emocji.
-Patrolować teren.
Marika skrzywiła się.
-Myślałam, że jesteś wojownikiem, to znaczy, że jesteś zwiadowcą? 
-Nie. Powiedzmy, że to moja "kara" za to, że długo się nie udzielałem jako wojownik.
-Rozumiem. W taki razie będę twoją towarzyszką dzisiejszej nocy. - powiedziała z pełnym odwagi uśmiechem.
Towarzyszka dzisiejszej nocy? Jak to dziwnie brzmi.
-Jak chcesz, ale oczywiście o ile nie będziesz "ćwierkała" mi nad uchem. Mam serdecznie dosyć gadatliwych, jakichkolwiek istot.
-Nie ma sprawy. - zaśmiała się. 
-A i jeszcze jedno... - zacząłem. - nie dobijaj się do mojej mózgownicy, bo to i tak Ci nic nie da, jeżeli choć trochę znasz się na czarnej magii to powinnaś wiedzieć, że to bardzo, ale i to bardzo silne zaklęcie.
W odpowiedzi usłyszałem przekleństwo wymamrotane pod nosem. 
Zasadniczo nie wiem po co chciała ze mną iść. No nieważne...
Razem schodziliśmy ze wzgórza w kierunku lasu. Myślałem, że to las wypełniony życiem, kolorami, ale tej nocy wydawał się dziwnie nieruchomy i wyciszony. 
Na początku mroźne światło księżyca i gwiazd przeświecało przez listowie i ułatwiło nam marsz, ale im bardziej zagłębialiśmy się w las, tym drzewa stawały się wyższe i starsze, a ich korony tworzyły baldachim cienia, przez które z ledwością przebijało zmętniałe światło. Pnie drzew były tak grube, że niektóre z nich stykały się ze sobą, więc nie można byłoby się pomiędzy nimi prześlizgnąć. Natomiast ja szybko i zwinnie omijałem ścieżki wydeptane przez jelenie. Podążałem drogą, którą kierował mną instynkt. Wokół panowała ciemność i gdyby nie to, że miałem prawdziwie koci wzrok, nieźle bym się pokiereszował. 
W końcu wyszliśmy z gęstwiny starych drzew na polanę. 
Na polanie, otoczony drzewami, wzniósł się niewielki wzgórek. 
-Ale tu pięknie... - szepnęła klacz patrząc w gwieździste niebo. 
Także skierowałem wzrok ku górze.
-To prawda, nie najgorszy widok. 

W tym momencie Marika skierowała swoje ciemne oczy w moją stronę i cicho szepnęła:
-...

(Marika?)

Od Mariki do Galanta



[…] Kichnęłam głośno i pociągnęłam nosem.
- Puszek, podaj słoiczek z ususzonymi liśćmi poziomek. – wycedziłam przez zakatarzony nochal.
Stworek parę razy podskoczył i chwycił słoik. Wsypałam zawartość do kociołka i zamieszałam. Ponownie kichnęłam.
- Spróbuj syropku. – ostrożnie wlałam napój do paszczęki Puszka.
Zrobił się czerwony, potem zielony, wykrzywił mordkę w grymasie ale w końcu uśmiechnął się i rzekł:
- Jeszcze!
- Jeszcze? Jeszcze? Jeszcze przynieś mąkę bakłażanową. – odpowiedziałam i sięgnęłam po chusteczkę.
Ten podbiegł do półki. Ostrożnie wyjął pudełko z mąką i (gdy wycierałam gluciory) otworzył go. Wylizywał starannie zawartość. Odwróciłam się nagle a Puszek upuścił pudełko. Proszek wysypał się i błyskawicznie wsiąkł w dywan.
- To była ostatnia mąka bakłażanowa na tą zimę! – zbeształam go. – Ech. Tego tylko brakowało abym teraz musiała zasuwać do Free Mountain!
- Założyć  chociaż szaliczek… - szepnął Mleczak i podał wełniany materiał.
Założyłam go pospiesznie.
- A psik! Wrócę za 2 godziny. - burknęłam i wyszłam z jaskini.
Ścieżka wiodąca do lapidosum gnome (rośliny z której zbiera się mąkę) była dość stroma. A psik! A psik!
Szłam i kichałam, kichałam i szłam. Nagle dostałam coś w rodzaju padaczki. Kichałam, kichałam. Oddychać normalnie nie mogłam! Zachwiałam się i poleciałam w dół (oczywiście kichając). Turlałam się jak jakaś kuleczka. Coś zachrzęściło mi w karku a zaraz potem  uderzyłam w coś… A raczej kogoś… Znałam go. Gorzej trafić nie mogłam! Galant we własnej osobie! Z trudem wstałam i opuściłam głowę.
- Witaj… - zaczęłam niepewnie.
Patrzyłam przez chwilę jak ogier podnosi się. Spojrzałam mu w oczy. Nie wydawał się zachwycony…
Galant?

Od Caleba CD Rose

Nie chciałem jej już zawracać głowy. No bo po co. Ma swoje sprawy - ja swoje. Każdy się nimi zajmuje. Nie chcę jej się wtrącać. Bo po co.
Przez dłuższy czas w drodze myślałem, że klacz mnie unika. Ciekawe czemu... a dobra. Coś pewnie źle powiedziałem i zrobiłem. Jak zawsze. Z resztą - jak już wcześniej wspominałem - to jej sprawa. Nie lubię się wtrącać.
Ciekawe gdzie teraz idziemy. Dość dziwne było to, że teraz znajdujemy się na bagnach. Ale nie na naszym terenie stada lecz gdzieś w odległym miejscu. Wokół nas panowała tylko gęsta mgła. Wilki chyba jednak wiedziały gdzie idziemy. Po chwili zawiał silniejszy wiatr aż zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem zobaczyłam przed sobą oczywiście wilki. Nagle jakaś kartka na wietrze wleciała mi w twarz. Była lekko zmięta. Zdjąłem ją z twarzy. Było na niej trochę czerwonej cieczy... szybko domyśliłem się, że to krew. Gdy ją odwróciłem było napisane tak:
"Kierujemy się na zachód. Myślę, że oni również tu dotrą. Nie będą mieli szans. 
Aaron, wyższy szpieg oraz wojownik"
Pomyślałem iż kartka ta byłaby przydatna Rose. Może chodzi tu o tych jeźdźców?
Podeszłem do Rose. Spojżała na mnie jak porażona, lecz po chwili dostrzegła to, co mam w pysku. Położyłem kartkę przed nią. Zatrzymaliśmy się na chwilę.
- Przeczytaj to... może wam się to przyda, a nie mi. - powiedziałem.

Black? <Nie miałam pomysłu :P>

sobota, 29 października 2016

Od Veny CD Wolf

Przez dłuższy czas zastanawiałam się nad tym, gdzie był Wolf. Znaczy, czemu go nie było przez tak długi czas...
Biegam lasem. Oczywiście opuściłam go na chwilę, bo męczyła mnie pewna myśl... Ostatnie mi czasy słyszałam o dziwnych dźwiękach na Martwych Ziemiach. Wiedziałam iż panuje tam Jack, ale nigdy czegoś takiego nie widziałam, znaczy słyszałam. Postanowiłam tam pójść. Tak... wiem, że to trochę dziwne, bo niewiele koni tam chodzi aczkolwiek ja postanowiłam i poszłam.

Gdy już tam doszłam jak zawsze powitała mnie ta mgła; wszędzie też drzewa porastał mech. Szłam ścieżką. Dookoła latały świetliki; przed ich jedynie atmosfera wydawała się milsza. W oddali ujrzałam jakaś jaskinię, w niej zauważyłam też palącą się pochodnię. Postanowiłam to sprawdzić. Jednak... coś mnie zatrzymało. Złapało mnie za tylną nogę i przewróciło.
- Co to... - gdy się odwróciłam w ciemności nic nie mogłam dostrzec. Po chwili nic nie widziałam... coś lub ktoś zakryło mi oczy. Chyba straciłam przytomność...

<Wprowadziłam trochę akcji :) Wolf i ktoś inny jak chce dokończyć? :3>

Od Nirvany - Ludzie odchodzą, i wracają (do Cole'a)

Dzisiaj miałam w planach coś specjalnego. Nie wyjawiłam moich planów nawet Clock co zdarza się bardzo rzadko. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i powoli udałam sie do jaskini przywódcy. Zwlekałam z tym zbyt długo. Czas znaleźć tamtych ludzi i ukarać ich za to co mi zrobili. A potem? Potem  wrócę do Kings of the Hill i poczuję sie nareszcie... Dość dobrze. Nie będę już myśleć o tym co mi zrobili. I o tym że chciałam zabić własną rodzinę. Na zawsze zamknę ten rodział w życiu i zacznę żyć tym co teraz. Zapukałam. Cole zjawił sie od razu.
-O co chodzi Nirvano? - zmarszczył "brwi".
-Chciałam odejść. Załatwić parę ważnych spraw i wrócić tu. Zamknąć rozdział przeszłości, na zawsze i nigdy go nie otwierać na nowo - odparłam.
Przywódca westchnął. Widocznie nie było mu łatwo podjąć taką decyzje.
-Cole. Prosze - spojrzałam na niego błagalnie.
Ogier w końcu ustąpił. Jednak uparł sie na pożegnalny obiad. Postanowił że zbyt wiele koni odeszło stąd bez tak istotnego pożegnania. No i musiałam obiecać że wrócę. A dlaczego? Nie stanowię dla niego przecież istotnego członka, ale jako jedyna rozumiałam go w kwestii Liam'a.
***
Kiedy już wróciłam, z czystym sercem, od razu skierowałam sie właśnie do Cole'a. Przypomniałam sobie jak rok temu stałam tu i pytałam czy mogę odejść. Zapukałam tak jak wtedy. I zjawił sie ponownie.
-Wróciłam. Tak jak obiecałam - powiedziałam.

Cole?

Od Rose C.D. Caleba

Resztę drogi przeszliśmy w milczeniu. Nikt nie odważył się zakłócić ciszy panującej w tak zwanym Wąwozie Róż. Znajdował się on poza terenami Kings of the Hill. Drogę do niego znał jedynie Hodge. Późno w nocy dotarliśmy do jaskiń, idealnych na nocleg. Wszyscy byli wykończeni i nie było nawet mowy o omówieniu planu na jutrzejszy dzień.
***
Obudziły mnie promienie słońca. A ponieważ nikt inny jeszcze nie wstał to powoli udałam sie nad rzeczkę płynącą po jednej z stron wąwozu. Zaczęłam krytycznie spoglądać na swoje odbicie w tafli wody. Byłam zwykłą, nic nie znaczącą klaczą. Nikt mnie nie lubił, a pozatym nie miałam szans na szczęście, głównie z powodu ojca. Westchnęłam i zaczęłam pić wodę. Nagle obok mnie jakby spod ziemi wyrósł Caleb.
-O czym tak myślisz? - rzucił.
-O niczym. A zresztą... To nie twoje problemy i nie będę cie nimi przygniatać dla mojego własnego, lepszego samopoczucia, Caleb - westchnęłam.
Miałam ochotę po prostu odejść. Jednak coś mnie trzymało przy tym ogierze. Coś przez co nie mogłam odejść tak po prostu i bez porzegnania. Milczenie przerwała Silver która podeszła do nas.
-Dziś ruszamy w stronę gór Niedźwiedziozębnych - uśmiechnęła się.
Pokiwałam powoli łbem i wróciłam do naszego obozowiska. Reszta - w tym Bunny - także sie obudziła. Po chwili ruszyliśmy w dalszą drogę a ja starannie unikałam Caleba. Bałam sie tego co mi odpowie.

Caleb?

piątek, 28 października 2016

OD Wolfa CD Veny

Miałem mroczki przed oczami... spróbowałem się podnieść.... aż zaswędziało mnie w nosie, w tej dziwnej noże, strasznie śmierdziało. Wreszcie wszystko widziałem, więc zacząłem się rozglądać. Byłem, jak już wspomniałem w jakiejś noże, a raczej jaskini. Sam nie wiem. Dookoła było bardzo ciemno ale paliło się kilka oliwnych lamp. Bylo to dość dziwne, ze nie bylem do niczego przywiązany. W oddali było małe światełko jakby wyjście. Upewniłem się, czy stoję stabilne i nic nie zagraża mojemu życiu ( XD ) i ruszyłem w jego stronę. Zrobiłem kilka kroków ale to nie było takie łatwe, moje nogi mnie nie słuchały  ( hihi xD ) Ale jakoś ,, wyczołgałem " się na zewnątrz. Był ranek, słońce świeciło mocno. Moja długa kara grzywa powiewała na lekkim chłodnym wiaterku. Nagle usłyszałem jakieś głosy... Cofnąłem się.
- Nie możemy go tutaj dłużej trzymać - głos dobiegający kilka metrów ode mnie .
- Musimy go sprzedać, napewno pójdzie to szybko. Słyszysz ? Chyba nasz królewicz wreszcie się obudził.
To ludzie, teraz już byłem tego pewny. Wybiegłem z jaskini, udało mi się uciec.
|| Kilka godzin później ||
W końcu dotarłem na plażę. Zachodzące słońce dawało niewiarygodnie śliczny widok. Położyłem się na mokrym piasku, a chłodna woda obmywala mi kopyta.
Byłem tak wyczerpany, że usnąłem od razu.

- Wolf ? To ty ? - usłyszałem głos za sobą.
Od razu wstałem i się odwróciłem, to była Vena, tak przynajmniej mi się wydawało.
Podbiegła do mnie i mnie przytuliła.
- Długo Cię nie było... gdzie byłeś? - zapytała z lekko chwiejącym się głosem.
- Byłem... ehh sam nie wiem. - odparłem
- Dobrze... później jeszcze o tym porozmawiamy. Wiesz ja musze jeszcze coś załatwić - dała mi buziaka i pobiegła.

Obudziłem się.. ehh miałem dziwny sen. Vena ? Gdzie ona może być... kurde przez tą sprawę kompletnie o niej zapomniałem...
Mój brzuch domagał się jedzenia, jak zwykle (XD) Poczułem jak przechodzi mnie strach, miałem przez chwilę ciemno przed oczami, moje ciało pokryło się dłuższą sierścią. Byłem już w ciele wilka. Postanowiłem, że najpierw zjem, a później pomyślę co dalej. Udałem się na polowanie. Blisko plaży widziałem mały lasek, i właśnie tam się udałem. Wywęszyłem królika, nie było to jakieś sycące jedzenie, ale lepiej chociaż to niż nic.
Teraz czas aby znaleść Vene. Nie wiem kompletnie gdzie jestem. Hmmm.... mam pomysł!  Wdrape się na drzewo... tylko jak !  Spróbowałem kilka razy no ale cóż, nie udawało mi się. Widocznie wilki nie są przystosowane aby ,,latać" po drzewach.
Zamieniłem się znowu w konia, i pobiegłem przed siebie, może znajdę drugi koniec lasku a wtedy będzie mi lepiej się rozejrzeć. Dotarłem na jego koniec, po lewej w oddali piętrzyły się ogromne góry, Free.... Free.... Nie pamiętam nazwy. Wiem jedno, że jest to granica KOTH.
Nie daleko powinien być Sunny Forest. Uwielbiam to miejsce, Vena też. Wydaje mi się, że powinna tam być. Może spotkam kogoś po drodze kto mi pomoże.

( Widzieliście już nowe zdjęcie Wolfika? Hihi :3 Mi się podoba a wam ? Wolf wraca, jest pełny siły do pisania opek :) Kogo spotkam po drodze ? Ktoś chętny? ^^ ) 

środa, 26 października 2016

Od Galanta CD Death Angel

Klacz prowadziła mnie przez ciemny las. Rozglądałem się uważnie wokoło. Hmm... Stwory żądne krwi i śmierci, brzmi ciekawie. Kroczyłem pewnie obok klaczy. Po jakimś czasie dotarliśmy na plażę. Późnym wieczorem jest tu jeszcze piękniej, coś czuję, że naprawdę polubię to miejsce. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Death. Przyglądała mi się z konsternacją. Jej wzrok był zabójczy, mimo to nie oderwałem od niej oczu. 
- To piękne miejsce. - Powiedziałem ściszonym głosem przerywając ciszę.
- Tak, piękne. - Rzekła klaczy i nieoczekiwanie podeszła bliżej wody. Ruszyłem za nią. Przyglądała się skupiona swojemu odbiciu w wodzie. Podszedłem ostrożnie bliżej, po czym z premedytacją ochlapałem ją wodą i szybko odbiegłem na bezpieczną odległość. Spojrzała na mnie wściekła.
- Ty... - Warknęła. -Jak śmiałeś! Pożałujesz tego. - Zaczęła biec w moją stronę. Goniliśmy się przez jakiś czas.
- Mówiłem ci już...
- Nic do mnie nie mów. - Przerwała mi.
- Jesteś urocza, kiedy się wciekasz.
- Jeszcze nie widziałeś mnie naprawdę wściekłej.
- I chyba wolałbym tego uniknąć. - Zaśmiałem się.
- Jak Cię już złapię nie będzie Ci do śmiechu! - Biegałem i biegałem... Ona się chyba nigdy nie zmęczy.
- Dobra, czekaj, mam propozycję! - Zaryzykowałem zatrzymując się. Niefortunnie klacz na mnie wpadła, przekoziołkowaliśmy się aż do wody. Otworzyłem oczy. Death wisiała nade mną z szyderczym uśmiechem.
- No, to teraz pożałujesz. - Zaczęła mnie bezlitośnie chlapać z wszystkich stron.
- Nie, błagam o przebaczenie! - Bełkotałem śmiejąc się w duszy. 
- Być może ci wybaczę, być może. - Mówiła wstając i otrzepująć się.
- Niezmiernie pragnę twego przebaczenia. - Odpowiedziełem wstając. Byłem cały mokry, Death Angel zresztą też. Spojżeliśmy sie po sobie, wtedy wybuchłem śmiechem. 
- No i z czego się tak śmiejesz?
- Nie nic... - Otrzepałem się z wody. Nagle coś się zmieniło. Klacz stała się jakby... zdenerwowana?
- Hej, coś się stało? - Spytałem zmieszany.
- Myślę, że powinieneś już iść... - Odpowiedziała obojętnie.
- Cz-czemu...? - Zdziwiłem się
- Idź już proszę! - Krzyknęła. o nie, jestem zbyt uparty.
- Nie. -Rzuciłem z troską.

Death? ^^

Od Mariki CD Lorgan



Ogier popatrzył na mnie dziwnie. Był bardzo zdziwiony tym całym zdarzeniem.
- Skąd znasz moje imię? – padło pytanie.
Wzruszyłam ramionami.
- Hm… Zastanówmy się… Tajemnica! – posłałam Lorganowi szelmowski uśmieszek.
Podszedł bliżej i powtórzył:
- Skąd znasz moje imię?
- Jak powiedziałam, że nie powiem to nie powiem i koniec. Ty też masz wiele tajemnic, których nie chcesz zdradzić. – zrobiłam pauzę bo ogier drgnął. -  Ale skoro już tu jestem to przedstawię Ci się: Marika, dowódca morderców. Miło mi Cię poznać. A teraz jeśli pozwolisz…
Ogier patrzył gdzieś w dal jak zahipnotyzowany. Myślał o czymś. Coś mu nie dawało spokoju. Spojrzałam w jego oczy i… No nie powiem, ciekawych rzeczy się dowiedziałam. W głowie odtworzyłam pewien znaleziony obraz.
Na środku leżał mały źrebak a obok dwa rosłe konie. To Lorgan i jego rodzice. W tej właśnie chwili obraz rozmył się. Zobaczyłam teraz matkę ogiera. Z trudem popędzała go do ucieczki. W ostatniej chwili czmychnął gdzieś w krzaki ale to zobaczył…. Krew wypłynęła, serce zwolniło i zatrzymało się. Ogier podbiegł i zapłakał…
Nagle coś zabulgotało w jeziorze.
- Ocho! Zbierajmy się! – powiedziałam stanowczo i popędziłam Lorgana.
Z jeziora wychodziły dziwne stwory. Cwałowaliśmy przez chwilę. Zmęczeni zatrzymaliśmy się.
- Co to? Czyżby Bagienniki? – spytałam.
Kiwnął niechętnie głową i znów mi się przyjrzał. Zaczęło to być denerwujące.
- Czego sobie życzysz wilku?
Zamiast odpowiedzi zadał mi pytanie.
- Kim jesteś? I skąd tyle o mnie wiesz? – warknął.
Uśmiechnęłam się serdecznie.
- Bo Cię już wcześniej poznałam. – zażartowałam.
Zbladł.
- Skąd?!
Ruszyłam prosto i kiwnęłam głową aby szedł za mną. Ruszył niepewnie, jakby się czegoś obawiał. Spojrzałam za siebie.
„Czyży to była ona? Nie… Ale skąd by mnie znała?
I dlaczego wybrała rangę mordercy? Może już to kiedyś robiła? Jeśli tak to…” – usłyszałam jego szepczące myśli.
O co mu chodziło?
- Opowiesz może jak tu trafiłeś? – przerwałam ciszę.
Przymrużył oczy i rzekł:
-…
Lorgan?

wtorek, 25 października 2016

Od Lorgana C.D Mariki

Z ledwością wypłynąłem z jeziora. Tak właściwie to byłem lekko rozkojarzony, co ja tutaj robię? I co się stało? W uszach mi piszczało, co jeszcze bardziej nasilało się na moje oszołomienie.
W pysku poczułem jakże znany mi posmak krwi. Powoli do mnie dochodziło co się właściwie wydarzyło, jak ja mogłem do tego dopuścić?! 
Niespodziewanie się gwałtownie poruszyłem, brunatna ciecz otulała także moje nogi. Wyczuwałem, że to nie tylko do mnie należała ta krew. Niestety musiałem kogoś zaatakować... Już od bardzo dawna nikogo nie zaatakowałem pod tą moją drugą postacią... 
W tym samym momencie zauważyłem jak ta krew doprowadza do... Jakieś postaci? Tak, a dokładniej to konia.
Tajemniczy mi osobnik siedział na trawie, w cieniu dzikiej róży, która pięła się w nienaturalny sposób po niezwykle rozgałęzionej akacji. Niecodzienny widok. 
Nie mogłem dostrzec konia, wyczuwałem w powietrzu jego woń świeżej krwi, musiał być ranny... Możliwe, że to była moja ofiara, a raczej tego "drugiego" mnie.
Zacząłem powoli podchodzić do rannego, choć i tak to było bez znaczenia, gdyż koń postanowił powoli się wyłaniać z pod krzewu róży.
-Powiem Ci szczerze, że jeszcze nigdy płeć przeciwna mnie tak nie przywitała - zaczął, a tak właściwiej to zaczęła.
Przede mną stała nieduża, siwa klacz... To znaczy się, gdyby nie krew, która żwawo wypływała jej z rany na szyi, byłaby zapewne o wile bielsza.
-C-czy ja ciebie... - zacząłem niepewnie, gdy to klacz mi przerwała.
-Tak, zaatakowałeś mnie, a tak dokładniej to ten potwór, który w tobie się kryje. - powiedziała z wesołym typowym dla klaczy uśmiechem. - A więc, jeżeli pozwolisz i wróciłeś do siebie to pójdę i podmyję ranę.
Po chwili spojrzała na mnie, a wtedy dostrzegłem coś pod maską uśmiechu. Może smutek? A może strach? Zanim zdołałem to rozszyfrować, tajemnicze emocje zniknęły. Może miałem przywidzenie?
-Wybacz, że musiało Cię to akurat spotkać, ale niestety kiedy dochodzi już do przemiany... Nie kontroluję tego... 
-Nie bój nic Lorgan, tyle się tu dzieje, że już mnie nic nie zdziwi. - zaśmiała się ironicznie.
Skąd ona znała moje imię? Jak ja ją pierwszy raz na oczy widziałem.
-Coś nie tak?
Zamilkłem. Nie mogłem dopuścić do tego, aby ktoś się dowiedział o mojej "mocy" to by mogło dużo rzeczy zniszczyć. Niestety moje sprawy mogą przynieś inny obrót, jeżeli ktoś niepowołany może się o tym dowiedzieć... Jeśli będę musiał to trzeba będzie zlikwidować zagrożenie... Ale nie, zaraz, co się ze mną dzieje?
Zmrużyłem oczy i przyjrzałem się nowo poznanej mi klaczy.
-Skąd znasz moje imię? 

(Marika?)

niedziela, 23 października 2016

Od Mariki do Lorgana



[…] Zmęczona przysiadłam gdzieś pod drzewem. Było późno w nocy. Ziewnęłam i podeszłam do wody aby ugasić pragnienie. Ciepła woda łaskotała mnie w nos a księżyc srebrzyście się mienił. Przypomniała mi się pewna bajka… O małym królewiczu, o miłości i o przeszkodach. O miłości… Dlaczego? Dlaczego jestem taka… samotna…? Czemu życie obdaruje innych prawdziwą miłością a innym zostawi dziurę w sercu? Gdzie tu sprawiedliwość? Przypomniał mi się pewien ogier… Imienia już nie pamiętam. On był ogierem potężnym, o donośnym głosie i szorstkim sposobie bycie. Zaś ona – klaczą łagodną i delikatną. Pokochali się. On dbał, by niczego jej nie brakowało, a ona zajmowała się domem i dziećmi. Później dzieci dorosły, pozakładały własne rodziny i odeszły. Nadeszły ciężkie dni. Wrogowie zaatakowali stado. Ogier dzielnie walczył. Jego ukochana również. Chciała. Została ranna i medycy nie dawali jej szans na przeżycie. Ogier siedział przy niej do ostatniej chwili… Następnego dnia znaleziony ogiera martwego a klacz… całkiem wyzdrowiała lecz do końca życia nie odezwała się do nikogo słowem. Jakże dziwna może być miłość.
Moje rozmyślania przerwał potężny ryk z głębi lasu. Podeszłam w tamtą stronę. Z krzaków wypadł jakiś stwór. Rzucił się na mnie. Płonęły mu oczy, błyszczały szpony. Odepchnęłam go szybko jednak to nic nie dało bo zaraz wrócił.
- Hm… Kolejny mutant z tego walniętego  stada?! – warknęłam.
Z trudem załapałam jego wzrok i zajrzałam do mózgowia. Lorgan. Powróciłam do rzeczywistości niestety nie zdążyłam się odsunąć. Krwiożercy potwór przygniótł mnie swym ciężarem. Coś mi chrupnęło w karku.
- Lorgan, ogar! – pisnęłam.
W odpowiedzi usłyszałam warczenie. Naturalnie nie był sobą. W ostatniej chwili przekręciłam łeb. Wierzgnęłam parę razy i zepchnęłam wilcze cielsko. Zebrałam siły i przy pomocy powietrza odepchnęłam ogiera do wody a sama przewróciłam się na głaz. Z jeziora z trudem wypłyną Lorgan. Położył się na piasku. Był już sobą choć w pysku jeszcze pulsowała świeża krew. Podniosłam się.
- Ilu jeszcze rzeczy się dowiem o członkach. – mrugnęłam do siebie i dodałam głośniej. – Wstawaj. Noc jest ciepła a nie wiadomo co jeszcze wyskoczy z tego bagna…
Lorgan? Jak zwykle nietypowy początek XD

Od Mariki CD Death Angel



Oj! Nie bronię Ci mnie zabijać. W końcu nie jeden próbował. – pomyślałam. Zastanowiłam się chwilę.
- Każdy dół ma wyjście. Tak samo jak każda droga w górę jest drogą w dół.
- I co z tego?  - mruknęła.
- Po co masz być diabłem jak możesz być aniołem? – zapytałam ostatni raz.
- A możesz już się zamknąć?
- Będzie to dla mnie wyzwaniem lecz… spróbuję.
Znów zapadła cisza. Rozglądałam się ciekawie. Angel była jak kłódka. Nie otworzysz jej dopóki nie znajdziesz klucza.
Znów ten sam cień przebiegł przez dróżkę. Drzewa ciekawie się pochyliły nad nami. Nagle ziemia się „ugięła” a my razem z nią. Przez parę sekund leciałyśmy w dół. Miałam wrażenie, że spadamy i spadamy. W końcu grawitacja ściągnęła nas na dół. Z ulgą stwierdziłam, że wylądowałyśmy na czymś miękkim i śliskim. W ciemności namacałam Angel.
- Wiesz coś o tym miejscu? – zapytałam zdziwiona.
- Nie… - zaprzeczyła jeszcze bardziej zdumiona.
Nagle to na czym stałyśmy gwałtownie się poruszyło. Podskoczyło i pomknęło do przodu obracając się z prędkością, którą można porównać do prędkości spadającej komety. Death krzyknęła. Z trudem złapaliśmy się wbijając zęby w swoje grzbiety. Siła odśrodkowa odpychała nas od siebie. W końcu puściłam ją i walnęłam się o coś mega twardego. Spadłam na dół. Coś mnie przycisnęło. Złapałam oddech i odepchnęłam napastnika. Usłyszałam okrzyk zdumienia klaczy.
- TO TY???!!! – wrzasnęła.
Tajemniczy osobnik odwrócił się. Jego oczy przestały płonąć nienawiścią. Powoli podszedł do Death…
Death Angel? Jesteśmy w dole, daleko w dole…? :P