Musiałam być posłuszna, pójść za demonem. Ale w trakcie zboczyłam z drogi i pociągnęłam za sobą Marikę. Ukryłyśmy się. Ruszyłyśmy świetnie mi znanym przejściem, które było przeznaczone na czas wojny. A była wojna. Ukryłyśmy się w "spiżarni". Było tam dużo marchwi, wody i mleka. No i krwi. Krew... Ech, ten zapach. Tak znajomy, pożądany. Ale nie teraz, to nie czas na wyżerkę.
Marika?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz