Czarna magia…
Ty pacanie! Jak mogłaś zapomnieć?! – pomyślałam.
Westchnęłam. Niebo
połyskiwało tysiącami punkcików. Był to nie byle jaki widok. I te bolesne
wspomnienia wiążące się z tymi dniami… Niebo było tak samo piękne jak wtedy.
Lecz teraz się już nie bałam. Teraz czułam pustkę a to wydawało mi się jeszcze
gorsze. Pragnęłam aby ktoś ją wypełnił. Spojrzałam w oczy ogierowi.
- Gwiazdy są
piękne z powodu pewnego kwiatu, którego nie widać… Z powodu tych którzy już je dosięgli… -szepnęłam.
Przytaknął. Czułam, że wiedział coś na ten temat lecz nie zdradzi
tego nigdy. Zawiał zimny wiatr.
- Czy… czy wiesz co jest potem? – spytałam pół głosem.
Lorgan wzruszył „ramionami”.
- Śmierć. – odpowiedział.
- Boisz się jej?
- Nie wiem. Tak czy inaczej to nastąpi. Taka jest kolej
rzeczy. Jeden przychodzi, drugi odchodzi. Chodź, mieliśmy patrolowa teren. –
ogier ruszył w gęstwinę drzew.
Posłusznie poszłam za nim. Miałam wrażenie, że zaraz te
drzewa się zawalą lecz nic nie mówiłam. Zresztą… Nie miałam kiedy. Ledwo co
widziałam Lorgana. Posuwał się znacznie szybciej niż ja. Dobrze znał te okolice
i zwinnie omijał większe przeszkody. Nagle przepadłam przez wystający w lesie
korzeń. Przeklęłam. Jak zwykle coś skręciłam. Ja! Kiedy wreszcie się pozbędę
tego pieprzonego ciała?! Z bólem w prawej nodze wstałam. Rozejrzałam się.
Lorgana brak. No tak… Warknęłam jeszcze parę przekleństw pod nosem i ruszyłam
przed siebie. Ostre kolce jeżyn i dzikich róż raniły moją opuchniętą nogę.
Poruszałam się w ślimaczym tempie a ból z każdym krokiem narastał. Sama w
jakiejś nieznanej dotąd „kolczatej puszczy”, z chorą nogą. Ach co za
przyjemność!
- Przynajmniej zwiedzimy sobie okolicę… - mruknęła pod
nosem.
Postanowiłam cieszyć oko każdą roślinką. Kiepsko mi szło.
Raz po raz rzucałam jakieś niekulturalne słowo w stronę potworo- drzew czy
krzewów. Zmęczona po długiej wędrówce opadłam na ściółkę i otoczyłam nieszczęsną
kończynę lodowatym powietrzem. Coś zaszeleściło w krzakach. Piknie! Warknęło i
powoli zbliżyło się do mnie. Jego oczy połyskiwały grozą.
- Pierd*l się! – rzuciłam już naprawdę rozwścieczona.
Potwór wyszedł z ukrycia. Ty był… DEMON?!
- Pomocy!!! – wrzasnęłam wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Może nie zrobiło na mnie tak wielkiego wrażenia to, iż
jestem całkiem bezbronna lecz ta twarz…
Zamknęłam oczy by nie widzieć jej więcej. Bez namysłu
palnęłam mega potężną kulą w demona. Wyczerpało mnie to niesamowicie.
Otworzyłam oczy w nadziei, że to już koniec. Znów pisnęłam. Pomimo krwawych
szwów postać uśmiechnęła się szyderczo.
- Ssssy… Kochana… Uspokój się. To nic ci nie da… - szepnął i
wyszczerzył zęby. – MNIE nie pokonasz!
Lorgan? Łuha ha ha!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz