Wojna trwała i trwała a ja opłakiwałam jego stratę.
Stratę kochanego brata. Leżałam na trawie w promieniach rannego słońca pozwalając
aby promienie łaskotały mnie po bandażach na głowie. Z dala od armii Death’a. Nagle poczułam, że coś stoi mi na ogonie.
Wstałam szybko i obróciłam się. Przede mną stała jakaś klacz. Zdziwiła się na
widok zabandażowanego ciała.
- Nowa, dobrze mówię? – spytałam niechętnie.
- Tak. Od niedawna. – uśmiechnęła się
dziwnie. - Szukam kogoś kto mógłby mnie
oprowadzić po tutejszych terenach.
- Dobrze, oprowadzę cię. – westchnęłam. –
Lecz jeśli coś cię chapnie, połknie twoją duszyczkę lub inne… Em… Lub połknie w
całości ja za to odpowiedzialności nie biorę.
Klacz wytrzeszczyła gały.
- CO?!
- Nie wiem czy wiesz ale obecnie prowadzimy
wojnę z milutkimi demonami, chcącymi nad nami zawładnąć i zabrać nasze dusze ze
wszystkim co mamy. Wojna może odebrać nawet… - przerwałam ze smutkiem. – Nie ważne.
Chodźmy.
Śmiertelnie przestraszona ruszyła za mną.
Obeszłyśmy większość terenów. Celowo ominęłam Martwe Ziemie (aby jej nie
straszyć), Free Mount, Las Dusz, Magic Forest oraz Morze. Nie czułam się
jeszcze w zupełności zdrowa.
- Jak masz na imię? – zapytałam.
- Na
imię mam Lianor, a ty?
- Nazywaj mnie po prostu Zoe. – odpowiedziałam.
Nagle coś się poruszyło w krzach. Lianor krzyknęła.
Był to wilko- demon. Nie wiedzieć czemu nie zdziwiłam się nawet.
- Zmywamy się. – odpowiedziałam ze spokojem.
Klacz pędziła jak huragan lecz ja zostałam
daleko z tyłu. Wilk był już bardzo blisko. Zakręciłam w prawo. Demon nie wyhamował
i zrezygnowany rzucił się za Lianor…
Lianor? BW://
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz