Otworzyłam oczy ze zdumienia jakbym pierwszy
raz słyszała to słowo. Stałam i szperałam w mym „słowniku”. Wojna… Pojawił się we
mnie lęk lecz chwilę potem i ekscytacja.
- Z kim?! – starałam się zachować poważną „twarz”
lecz na moich wargach zawitał uśmieszek.
- Z Dead i demonami. – odparł Cole.
Przełknęłam ślinę. Ciekawie się zaczęło ale
czy to znaczy, że… Liam mógł nadal żyć?! Że jego śmierć nie przyniosła żadnych
korzyści (jeśli mogę to tak nazwać) lecz przeciwnie? Wzmocniła jego ojca? Chciałam
jeszcze zadać tyle pytań Cole’ mu ale on już był daleko. Wzbiłam się w
powietrze i skierowałam się w kierunku Seculorum oraz Polany Poziomek. Już w
oddali zauważyłam czarny dym. Spojrzałam w dół. Był to straszny widok. Z owego
dymu powstawała krwawa armia. Każdy demon zabijał zwierzynę w zasięgu swojego
wzroku. Drzewa usychały a liście opadały. Czego chcą? O co ta wojna? Nagle
poczułam uderzenie. Spadłam na ziemię. Był to upadek z wysoka ale w ostatniej
chwili stworzyłam barierę, która nieco spowolniła spadanie. Zerwałam się na
równe nogi. Coś strzeliło mi w karku ale zignorowałam ból. Nie wiedziałam co
robić lecz w końcu pomknęłam przed siebie. Za sobą słyszałam nierówny oddech i
zabójcze warczenie. Zatrzymałam się nagle. To nie miało sensu; i tak mu nie
ucieknę. Demon powrócił do swojego wilczego ciała. Rzucił się na mnie i wbił
kły w moją nogę.
- Wal się na ryj! – krzyknęłam i odepchnęłam
go.
Wokół wilka pojawiła się ognista kula.
Rozpędził się. Ruszyłam prosto w paszczę lwa. Dzieliły nas już tylko
centymetry. Świat zwolnił… Rzuciła w niego „mini tornadem”. Zakręcił się a
ognista kula zmniejszyła się powodując poważne oparzenia na sierści bydlęcia. Ścieśniłam
tornado. Wilk zawył. To był jego koniec… Z jego pyska wylała się krew a chwilę
potem tornado osiągnęło siłę krytyczną. Wilk dosłownie wybuchł. Z ulgą
zamknęłam powietrzny kanał i opadłam na trawę. Moja sierść połyskiwała krwistym
kolorem. Ostatkiem sił doczołgałam się do polany na której powstawała armia
Dead’ a. Z zranionej kończyny na moje oko niewiele zostało. Położyłam się na
mchu. W oddali dojrzałam Cole’ go . A to był dopiero początek zabawy… Uśmiechnęłam
się do siebie. Za pomocą mocy „osłodziłam” sobie ból. To już chyba pora żeby
powstać… Dźwignęłam się na nogi. Trzy nogi; jedna opadała bezwładnie. Z trudem
ruszyłam naprzód…
C.D.NDość duża rana na nodze -8HP
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz