Odwróciłem się, aby zobaczyć jak ogier odbiega od naszej dwójki.
-Hmm... Znasz go? - spytałem.
Klacz po chwili zastanowienia niepewnie odpowiedziała:
-Sama nie wiem... Wyglądał znajomo, ale to... Już... Nieważne. - pokręciła głową.
Przytaknąłem.
Po jakimś czasie, gdy to medyk obejrzał jakieś znikome poturbowania na ciele klaczy, postanowiłem, że ją oprowadzę... W końcu, nie będzie się sama po nocy włóczyć... Jest niebezpiecznie, a lepiej nie ryzykować.
Szliśmy w ciszy, gdy nagle za krzaków wyłonił się ten sam ogier, którego spotkaliśmy u medyka.
-Vena... Vena... - wydyszał, najprawdopodobniej biegł, sądząc po jego nierównomiernych oddechach i szybko unoszącej się klatce piersiowej.
-C-co się dzieje? - zapytała zaniepokojona Vena.
(Vena? Przepraszam, że takie liche te opowiadanie, ale sama wiesz... Brak weny ;<)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz