Szliśmy dróżką wydeptaną przez leśne zwierzęta. Wciąż szumiało mi w uszach,
ale tak poza tym nic mnie już nie bolało. Czułam jedynie zdezorientowanie.
-Co tam się właściwie wydarzyło?-Cole zadał to pytanie spoglądając na mnie
z ciekawością
-Cóż…-zaczęłam patrząc przed siebie-Nic takiego.
-Nic? To dlaczego znalazłem cię nieprzytomną?-zmarszczył brwi
Myślałam nad odpowiedzią. Nie powiem mu chyba, że zemdlałam jak ostatnia
ofiara losu. Pomyśli, że jestem kolejną bidulką, którą trzeba ratować z każdej
opresji.
-Po pierwsze.-powiedziałam ostro, a następnie złagodniałam i zrobiłam winną
minę-Muszę ci przyznać rację. Niechętnie, ale… Ci ją przyznaję.
-To chyba oczywiste.-rzucił z nutką zadowolenia. Faceci zawsze się puszą
kiedy ktoś przyznaje, że mają rację. Następnie zachęcił mnie do dalszego
mówienia-Co dalej?
-Weszłam do środka i…-zawahałam się, nadal biłam się z myślami czy
powiedzieć prawdę czy nie-Nikogo tam nie było.
Cole posłał mi pytające spojrzenie. Mały podmuch wiatru zmierzwił mu grzywę
i poruszał liśćmi na gałęziach nad nami.
-Pewnie uznasz mnie za skończonego tchórza i na pewno zastanawiasz się jak
ktoś taki może być w ogóle na stanowisku wojownika…
-Jesteś wojownikiem?-przerwał mi, a ja skarciłam go ostrym spojrzeniem
-Cicho, teraz ja mówię. Ech… Nikt mnie nie zaatakował, nie była to typowa
pułapka ani nic. Po prostu zaczęłam się dusić.-ściszyłam głos do szeptu, a
następnie prawie wrzasnęłam- Dostałam ataku paniki… Ale nie waż się tego nikomu
powiedzieć!
-O-ok.-Cole zrobił zaskoczoną minę kiedy tak krzyknęłam
-Miałam wrażenie, że ktoś mi w tym pomagał i ściskał mi gardło-kontynuowałam
czując na sobie wzrok ogiera
Cole? Brak weny xC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz