środa, 7 września 2016

Od Mariki do Kogoś



Ach jakie niesamowite niebo! Miliony punkcików pobłyskiwały raz po raz. Leżałam na grzbiecie i wpatrywałam się w wieeeelki księżyc. Była cudowna cisza. Raz po raz gwizdał cicho letni wietrzyk. Usłyszałam szelest liści. Dochodził gdzieś z dróżki po drugiej stronie krzaków. Wstałam leniwie. Rozejrzałam się. Czyżby ktoś ze stada cierpiał na bezsenność? Podreptałam cichutko w miejsce gdzie mogłam zobaczyć kto się zbliża. Mimo, że księżyc świecił mocniej niż zazwyczaj nie byłam w stanie rozpoznać nadchodzącego przez drzewa rzucające cień na sylwetkę konia. A zresztą… I tak jestem za bardzo zmęczona na spotkania z kimkolwiek. Pora się przespać! Pobiegłam wzdłuż krzaków. Zapomniałam o biegnącym w tamtym kierunku osobniku i skręciłam w prawo. Coś we mnie uderzyło. Podniosłam się szybko. W tajemniczym osobniku zobaczyłam…
< Ktoś…? Coś…? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz