niedziela, 4 września 2016

Od Naix'a

Otaczała mnie niesamowita kraina.
Promienie słońca błyskały niczym gwiazdy na tafli pobliskiego jeziora, krzewy łagodnie kołysały się na wietrze ukazując dojrzałe owoce, a trawa wydawała się być tak niewyobrażalnie soczysta i żywa jak nigdy wcześniej. Niebo, niemal idealnie błękitne, dopełniało magiczny krajobraz, od czasu do czasu upiększając go o kilka bajecznych chmur. Drzewa, kwiaty, ba, nawet motyle! Wszystko tutaj wspólnie oddychało, wspólnie funkcjonowało, a równocześnie tworzyło aurę spokoju, pozwalającą przyrównać to miejsce do utopijnego raju. Jakby ktoś od nowa to wszystko zaprojektował; wynajął architekta, malarza, a nawet gościa od Feng Shui! Jakby ktoś postanowił zrobić świat idealnym...
Zarżałem radośnie, odrywając się od podziwiania otoczenia, gdy zza pagórka wyłoniła się piękna, izabelowata klacz, uśmiechając się do mnie życzliwie. Jeśli nie żyję i dziwnym trafem trafiłem do Wiecznych Pól... to nie chce wracać na ziemię.
Poruszyłem kopyta, z początku spokojne tempo zmieniło się w dziki galop, a ja już wyobrażałem sobie życie z tą dziwnie znajomą kobyłą...

~~ Kilka sekund później ~~

- Wstawaj, kaleko i pasożycie społeczny! - obudził mnie charakterystyczny skrzek mojej "ukochanej" towarzyszki. - Nie zamierzasz chyba spać do południa? - spytała, siadając mi na grzbiecie i na dobry początek wbijając mi w niego szpony.
Skrzywiłem się, ale ani myślałem otwierać teraz oczu. Wystarczyła mi świadomość, że takie wdarcie się do mojego umysłu podczas snu zapewnia mi ból głowy na następną godzinę. O czym Sherry przecież doskonale wiedziała, inaczej, by się przecież nie fatygowała, by mnie budzić.
- No... Otwieramy oczka, mamy cudowny poranek, ptaszki śpiewają, pisklaki ćwierkają, a koniki wstawają! Nie dawaj się prooosić. - zachichotała i podskoczyła kilka razy na moim karku.
- Spadaj. - mruknąłem na głos, mimo, że było to niepotrzebne.
Potrząsnąłem też głową, by zrzucić wredne ptaszysko i otworzyłem oczy przegrany, wiedząc, że raczej już sobie nie pośpię. Wtedy też dostrzegłem, że stoi przy mnie nieznajomy koń...
- Yyy, cześć? To nie było do Ciebie, ja mówiłem do tego durnego ptaszyska... - chciałem się usprawiedliwić, ale gdy odwróciłem łeb to nigdzie nie było Sher.
No to chyba się wkopałem.

< Ktoś, coś? ;D >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz