wtorek, 20 września 2016

Od Mariki do Kogoś



[…] Wstałam wcześnie. Na początku nic nie wróżyło nieszczęścia. Zjadłam pyszne śniadanko, pochlapałam się w wodzie i tak pomyślałam sobie, że pobiegam tu i ówdzie w poszukiwaniu reszty stada. Ruszyłam w stronę Magic Forest. Gdy biegłam poczułam pulsujący ból głowy. Przystanęłam na chwilę i zamknęłam oczy. Powinnam chyba wrócić do domu. Puszek będzie się niepokoił. Wróciłam więc i szukałam w szafkach mokrych liści górskiej konopi.
- Co ty robić? – spytał Puszek.
- Mówi się „co ty ROBISZ”. – poprawiłam go. – Szukam czegoś na bolący łeb. Czyżbyś coś tu przestawiał?
- Emmm… A nic, nic. W ogóle nie burczało mi dziś w nocy w brzuszek i w ogóle nie był dzisiaj w nocy głodny.  
-Ej! No i co teraz? – usiadłam na chwilę na ziemi.
- Bardzo boli? – spytał troskliwie. – Iść po jakieś ziółka?
- Wiesz, nie… Łaskocze! A zioła… Nie… Chyba. – jęknęłam. – Ale zgubisz się… Nie, nie.
- Puszek się o ciebie boi. Znać ja trasę.
Nagle zakręciło mi się w głowie.
- Ale… Okey, idź bo już długo tak nie wytrzymam.
Puszek co chwilę oglądając się za mną, wybiegł z jaskini. Długo nie wracał a zbierało się na burzę. Przestraszyłam się nie na żarty. Zignorowałam ból i wstałam. Rozłożyłam skrzydła i skoczyłam. Nasza jaskinia znajdowała się już przy szlaku na Free Mountain . Przez chwilę „wisiałam” w powietrzu. Gdzie szukać? Przez chwilę latałam wokół Magic Forest ale potem zawróciłam w stronę Polany Poziomek. Zaczął wiać wiatr.
- Cholera! Daleko tak nie zalecę!
Przez chwilę siłowałam się z powietrzem ale jakiś mocniejszy podmuch popchnął mnie do tyłu i straciłam równowagę. Spadłam na ziemię.
- Aaaa… - syknęłam i wstałam.
Polana tańczyła cha che (dla nie kumatych "cza cza] wokół mnie. Bół wzmógł się jeszcze bardziej. Przez chwilę kręciłam się w kółko, rozpaczliwie próbując zatrzymać wirujący dookoła świat. Nagle nogi zrobiły się takie… takie… waciane? Nie umiem tego inaczej opisać. Zachwiałam się i upadłam.
- Ał… - wymamrotałam nieprzytomnie. – STOP!
Ale świat nie posłuchał. Przeciwnie! Po upadku przyspieszył. Po prawej stronie usłyszałam szmer kopyt. Ktoś tu jest! Tylko czy wie gdzie ja jestem? Zamknęłam oczy.
- Pomocy… Pomocy… - jęczałam przez chwilę jak opętana po czym straciłam przytomność.
< Aktywność? Odpowiedź? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz