wtorek, 27 września 2016

Od Nirvany

 Byłam już tydzień w stadzie. Pech chciał że coraz więcej osób szeptało coś do drugiej osoby, gdy myśleli że nie słyszę. Plusem było to że umiałam wejść do ich łbów i wykasować te marzenia o tym, abym z nimi pogadała. Tak. Nie miałam żadnych przyjaciół. Przywódca? On przecież sie nie liczy. Hybrid mruknęła ostrzegawczo. W krzakach, coś a raczej ktoś, sie poruszył.
-Kto tam? No pokaż sie! Kazali ci mnie śledzić?! - zawołałam.
Parę przechodzących koni popatrzyło na mnie jak na największe dziwadło na świecie, i odeszło. Taaa.... Standard. Nagle zza krzaków wyłoniła sie biała klacz. Już wcześniej ją poznałam. Na odległość. Nazywała sie Marika i była Dowódczynią Morderców. Jakie szczęście że zostałam Magiem.
-Chciałam sie zapytać czy niczego nie potrzebujesz - klacz wzruszyła 'ramionami' - A tak wogóle to jestem Marika.
Uśmiechnęła sie blado.
-Nirvana Puerta Simbada. W skrócie Nirvana. A teraz... Możesz sobie iść - odparłam lecz wiedziałam że klacz tu zostanie.
Ciekawe czy wszyscy są tu tak irytujący... Że nie dają spać. Westchnęłam i zerknęłam kątem oka w stronę Mariki. Obok niej pojawił sie Pusiu. Jedyny przedstawiciel Mleczaków w tym stadzie. Hybrid podeszła ostrożnie do pandy. Pogadali chwilkę w jakimś języku po czym Clock wróciła. Uniosłam pytająco 'brew' lecz ona nadal milczała.

Marika? Kompletny brak weny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz