poniedziałek, 26 września 2016

Od Mariny CD opowiadania Lorgana

Pogoda była wręcz olśniewająca. Grzłam się w promieniach słońca wędrując między dziko rosnącymi różami i lawendą. W pobliżu ganiały się malutkie wiewiórki zbierające orzeszki. Z rozkoszą przyglądałam się tym malowniczym krajobrazom, gdy wtem usłyszałam głośny szczek. Zobaczyłam dziwnie znajomego wilka, który skoczył na wiewiórki i zaczął je rozszarpywać. Krew niewinnych stworzonek skapywała mu z pyska, gdy przegryzał ich kości. Z jego gardła wydobywało się głośne warczenie.
- Ach! - krzyknęłam otwierając szeroko oczy i gwałtownie wybudzając się ze snu. Warczenie, które słyszałam wcale mi się nie przyśniło. Nadal rozbrzmiewało tuż przy mojej głowie. Hamując gniew powoli odwróciłam pysk w tamtą stronę. Ismena wpatrywała się we mnie niecierpliwie swoimi wilczymi turkusowymi oczami.
- Wstałaś już łaskawie królewno? Czy życzysz sobie może śniadanie do łóżka? - zapytała z sarkastycznym uśmieszkiem. O ile wyszczerzone kły można nazwać uśmiechem.
- Czy możesz mi łaskawie powiedzieć, dlaczego budzisz mnie w środku nocy? - zapytałam starając się mówić spokojnie, choć głos drżał mi lekko z gniewu. Wadera wyglądała, jakby miała ochotę odpowiedzieć coś naprawdę paskudnego, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Widać było, że coś ją gryzie.
- Słuchaj, nie mamy czasu. Lorgan zniknął. - powiedziała siląc się na rzeczowy ton, choć jej zdenerwowanie było wręcz namacalne. Zamrugałam kilka razy i rozejrzałam się po jaskini. Faktycznie, nigdzie nie było śladu ogiera. Przez pierwszą chwilą pomyślałam, że może miał nas dość i postanowił pójść dalej bez nas. Potem jednak uświadomiłam sobie, że nie zostawiłby swojej najdroższej towarzyszki, panny Ismeny. Choć miałam cichutkę nadzieję, że tak naprawdę nie zostawiłby mnie. W takim razie pozostawało pytanie: gdzie on jest?
- Na co czekamy? - zapytałam zrywając się na równe nogi. - Musimy go znaleźć, i to prędko. Co, jeśli ma kłopoty? - spojrzałam na Ismenę czując rosnącą panikę.
- Nie histeryzuj, zaraz go znajdziemy. - odparła wadera wychodząc z jaskini. Obejrzałam się za siebie. Miodka spała w najlepsze, pochrapując cicho. Obudziłam ją prędko i we dwie wypadłyśmy z jaskini. Ismena czekała pośród drzew, a pod osłoną nieprzeniknionej czerni nocy widać było tylko jej połyskujące ślepia.
- Prowadź. - powiedziałam. Wadera bez słowa pobiegła przed siebie kierując się węchem. Bez zastanowienia, ruszyłyśmy za nią.

***
- Gratulacje! Po prostu nie nadajesz się na przewodnika, ale na dywanik przed kominkiem! - krzyknęłam, gdy po raz setny zrobiłyśmy kółko wokół jaskini. Wschodziło już słońce, a my nadal byłyśmy tak blisko znalezienia Lorgana, co zostania przyjaciółkami.
- Znalazłabym go dawno temu, gdyby nie twój smród! - odszczeknęła wadera.
- Ach tak?! - zapytałam czując jak przepełnia mnie furia.
- Tak! - odparła nie mniej wściekła Ismena.
Przez krótką chwilę stałam trzęsąc się z gniewu. W końcu wzięłam głęboki oddech.
- Dobra, w ten sposób nic nie zdziałamy. Mamy znaleźć Lorgana, a kłótnie nam w tym nie pomogą. - powiedziałam spoglądając na waderę.
- Tylko jak? On może być już bardzo daleko stąd. - powiedziała z nutką rozpaczy.
- Ale nie jest. - powiedział cichy, męski głos.
Zaskoczone w tym samym momencie podskoczyłyśmy i odwróciłyśmy się. Naszym oczom ukazał się przystojny, uroczy, zniewalający, cudowny, gorący... ach, no tak. W każdym razie był to nikt inny jak Lorgan. We własnej osobie. Tylko jedno się nie zgadzało. Zwykle tak silny i nieugięty, wyglądał teraz na... wyczerpanego? Choć starał się starał się stać prosto i dumnie, widać było, że nogi drżały mu lekko z wysiłku, jakby ledwo co się na nich utrzymywał. Z kolei jego czarne oczy były teraz przekrwione i podkrążone.
- Lorgan! - krzyknęła Ismena na chwilę zapominając o swojej chłodnej obojętności. Szybko jednak się opanowała i ze zmieszaniem wymamrotała coś pod nosem. Uradowana Miodka zaczęła bez opamiętania fruwać wokół Lorgana ćwierkając wniebogłosy. Zrobiłam krok do przodu chcąc przywitać się z ogierem. On jednak tylko skinął mi lekceważąco głową i podszedł do Ismeny, z którą zaczął rozmawiać przyciszonym głosem. Starając się nie okazywać jak bardzo mnie to zabolało, odeszłam na kilka kroków udając nagłe zainteresowanie leżącą na ziemi szyszką. W końcu Lorgan i Ismena zmilkli i ruszyli w głąb lasu. Oglądając się na chwilę przez ramię. Lorgan krzyknął:
- Marina, idziesz? Postanowiliśmy, że ruszamy w dalszą drogę.
- Tak, tak... idę. - odparłam ruszając z Miodką za oddalającą się dwójką. Normalnie dodałabym jakiś marny suchar, ale w tej chwili całe moje poczucie humoru prysło jak bańka mydlana. Szybko dogoniłam swoich towarzyszy podróży i tym razem w całkowitym milczeniu szliśmy przez las. Wsłuchiwałam się w rytmiczny odgłos kroków i towarzyszący mu trzask gałązek próbując zająć czymś krążące wokół tamtej dwójki myśli. Martwe jesienne liście pokrywały całą drogę przed nami. Nagle to poczułam. Niebezpieczeństwo. Szelest liści, trzask gałęzi. Chciałam ich ostrzec. Jeszcze kilka kroków... tak, to było blisko.
- Czekajcie...- zaczęłam. Lorgan tylko nieznacznie przekręcił głowę dając mi znak, że mnie słucha. Ismena nawet nie zareagowała. - Posłuchajcie mnie, ja... ja... chyba coś się zbli... AAA!!!! - nagle wraz z krokiem idącej na przodzie Ismeny ziemia pod nami zniknęła zastąpiona głęboką, czarną dziurą. Wraz krzykiem wszyscy wpadliśmy do niej i zaczęliśmy spadać coraz bardziej w dół. Miodka chyba zapomniała o lataniu, bo z głośnym piskiem zagłębiała się z nami w głąb dołu uczepiona kurczowo grzywy Lorgana. Nagle bez ostrzeżenia tunel rozdzielił się na dwa mniejsze. Zanim zdążyłam zareagować. wpadałam do tunelu po lewej tuż za Ismeną, z kolei Lorgan i przyczepiona do niego Miodka zniknęli w tunelu po prawej. Tunel ciągnął się i ciągnął, a im głębiej spadałyśmy, tym ciemniej się robiło. W końcu tunel gwałtownie zakręcił i z wrzaskiem wypadłyśmy na twardą. skalistą posadzkę, wzbijając przy tym obłoki pyłu, kaszląc i się krztusząc. Po chili podniosłam z ziemi obolały zad i rozejrzałam się.
- Gdzie jesteśmy? - zapytałam, a echo zwielokrotniło mój głos przyprawiając mnie o gęsią skórkę.
- Och, może w norce Białego Królika. Jestem pewna, że zaraz zaprosi nas na podwieczorek. To chyba jasne, wpadłyśmy w pułapkę! - odparła Isemna ze złością. Posłałam jej lekceważące spojrzenie i przeszłam kilka kroków w głąb tunelu. Za jakie grzechy wpadałam tu z NIĄ? Nagle wydało mi się, że zza ściany dobiegł mnie jakiś krzyk.
- Słyszałaś? - zapytałam.
- Co? - warknęła Ismena. Zamilkłyśmy obie nasłuchując. Tym razem bez wątpliwosci usłyszałyśmy krzyki.
- Miodka, czy mogłabyś przestać ćwierkać? Próbuję się skoncentrować. Hej, hej, trzymaj ten język z dala ode mnie. No naprawdę, Marina mogłaby nauczyć cię zasad dobrego wychowania. Swoją drogą mam nadzieję, że razem z Ismeną są całe i zdrowe... No nic, musimy iść przed siebie.
- Coś czuję, że będziemy miały dobre słuchowisko. - wyszeptała Ismena za moimi plecami. Odwróciłam się do niej z niepohamowanym uśmiechem.
- Chyba tak. - odparłam również szeptem.
- To jak, idziemy? - zapytała prawie bezgłośnie wskazując głową na rozpościerającą się przed nami ciemność. Przez chwilę stałam zastanawiając się. W końcu skinęłam łbem. Poszłyśmy wiec prosto w czarną otchłań tunelu.
(Lorgan? Co się z tobą działo w międzyczasie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz