sobota, 17 grudnia 2016

Od Death Angel- Wojna, cz.3 "Ostateczna walka"

Doszłam do Death'a. Spojrzałam na niego, na całe rzesze demonów i... Coś we mnie drgnęło. Przemieniłam się w normalną siebie. Z bezmyślnej demonicy zmieniłam się w klacz. Pegaza, który jak każdy ma uczucia. Odetchnęłam i podbiegłam do ojca.
- Ne cassez pas moi, le diable créé à partir du feu de l’enfer ! - wrzasnęłam. Znaczyło to mniej więcej <<Nie złamiesz mnie, diable, stworzony z ognia piekielnego!>>.
- Pleurez pas my enfant, perdu dans ce monde! - odpowiedział <<Nie płacz me dziecię, zagubione w tym świecie!>>.
- Ne faites pas semblant, vous le traître! - <<Nie udawaj, zdrajco!>>.
Z płaczem, najszybciej jak umiałam, wróciłam na tereny stada. Wpadłam na Cole'a.
- Co się stało, kochanie?
- Nic, skarbie.
Pobiegłam dalej. Wleciałam do mej starej jaskini. Usiadłam w kącie. Zaszlochana, zasnęłam.

***

Obudziłam się. Rozejrzałam i uświadomiłam sobie, że nie byłam w domu. Byłam w siedlisku demonów. Otoczyły mnie i z pogardą się uśmiechały. Skrzywiłam się. I nagle... Przypomniałam sobie o mych zdolnościach. Zmieniłam się w iskrę i jako płomyczek uciekłam demonom. Och, wolności moja! Czułam się tedy wolna, bezpieczna, ale to tylko pozory. Poczułam, że niknę. Tak, zgasili mnie. Przemieniłam się w siebie. Westchnęłam.
- Wracamy! Do Death'a.
- W życiu, i***ci!
Rzuciłam się na jednego z demonów. A reszta rzuciła się na mnie. W końcu udało mi się jednego z nich zabić. Zabrałam się za drugiego. I w rezultacie dostałam młotem w łeb. Zakręciło mi się w głowie. Cofnęłam się o kilka kroków i upadłam. Niczego nie widziałam, no...., oprócz ciemności.

***

Znalezione obrazy dla zapytania demony-wilkiZnalezione obrazy dla zapytania demony-wilkiPo ponownym odzyskaniu świadomości, próbowałam wyzwolić się z ich oślizgłych łapsk. Pilnowały mnie demony-wilki. Nie miałam szans na ucieczkę.
Zrezygnowana westchnęłam. Aż usłyszałam krzyki. Na wilki rzucili się wojownicy z mego stada. Ujrzałam Wolf'a, Cole'a i Marikę. Chciałam im pomóc. Podbiegłam do grupki i rzuciłam się na jednego z demonów. Po chwili padł. Rozejrzałam się.
- Angel! - to Melody wołała o pomoc.
Natychmiast do niej podbiegłam. Walczyła z trzema demonami-końmi. Wzięłam się za dwa, a jej zostawiłam jednego.
Długo walczyliśmy. Jeden padł. Został jeszcze drugi. Oberwałam od niego w szyję. Upadłam, przeważył mnie. Zaczął mnie dusić. Przyduszać, bolało. Brakowało mi tchu, tlenu. Nie mogłam oddychać. Z pomocą przybiegła Vena. Poderżnęła mu gardło. Upadł. Na pamiątkę, odcięłam mu zakrzywiony róg. Założyłam go za ucho i wróciłam na pole bitwy. Długo trwały walki, och... Bardzo, naprawdę bardzo długo. A gdy już się skończyła, liczyliśmy swoich. Miałam szramę nad okiem i kulałam na prawą, przednią nogę. Ale przynajmniej tyle, że wszyscy, a przynajmniej chyba wszyscy z naszych, żyli. Zdjęłam róg. Gdy wróciliśmy do domu, włożyłam go do mojej szkatułki na skarby.

THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz