niedziela, 18 grudnia 2016

Od Mariki CD Lorgan



Ismena biegła co sił w nogach i ani na chwilę się nie zatrzymywała. Nie przeszkadzały jej chwasty, ciernie ani korzenie drzew. Cwałowałam zaraz za nią. Wydawała się bardzo zdeterminowana i pełna złych obaw. Zastanawiałam się co takiego koszmarnego mogło się stać, że owa samica poprosiła MNIE o pomoc. No cóż. Jest wojna. Czuć, że już blisko jest jej koniec. Zdziwiło mnie, że biegłyśmy w stronę Góry Prawy i Oszczerstwa. Tam przecież demony zaatakować nie mogą. Nie mają tyle energii a Death nie miałby powodu aby tam się pojawić. To tzw. „martwa strefa”. Trzeba mieć niebywałe umiejętności aby używać właśnie tam mocy. Spojrzałam przed siebie. Widok nie wydawał się przyjazny.
- STÓJ! – krzyknęłam i chwyciłam za futro waderę.
- Nie mamy czasu… - warknęła ale zatrzymała się.
- Co to za bariera? Nie wystarczy jej złamać ot tak. Ani ty ani Lorgan nie dalibyście rady sprzeciwić się tej mocy. – powiedziałam spokojnie.
Samica nie odpowiedziała tylko przesunęła z westchnieniem nosem przed „granicą”.
- Nie wiem jak ty ale ja nie zostawię… Go. – burknęła Ismena i postawiła łapę na terenie opanowanym przez to zaklęcie.
Widziałam jak wykrzywia pysk z bólu ale gdy była już po drugiej stronie grymas zniknął. Obróciła się do mnie z pytającym spojrzeniem. Kiwnęłam głową i przeszłam. Żadnego bólu, zawrotów głowy. Czułam tylko przenikającą energię. Dziwne. Biegłyśmy dalej ale z każdym krokiem mgła, która się utworzyła z nikąd zagęszczała się a widoczność słabła. Nagle wadera upadła z piskiem na ziemię i zakryła łapami uszy.
- Wszystko okey? – zapytałam.
No raczej, że nie. Wzięłam więc swojego „wroga” na plecy i ruszyłam już nieco wolniej przed siebie. Tylko w ten sposób mogłam jej pomóc. Ona nie była w stanie prowadzić a więc biegłyśmy a właściwie biegłam na oślep. A niech tylko poślizgnie mi się noga i wpadniemy do jakiegoś zadupia! Poczułam, że nogi prowadzą nas coraz to wyżej a i ścieżka staje się bardziej stroma. Nie wiem ile zajęło mi dotarcie na górę. Uderzył we mnie nieposkromiony wiatr i pchnął mnie o kilka kroków w tył. Na górze pustka. Nikogo. Może źle poszłam?
- Jest tu kto? – spytałam.
- Est… Uuu… Too? St... U… Oooo? – papugowało mnie echo.
Ismena zawyła z bólu i poczułam jak spada z mojego grzbietu. Sturlała się gdzieś za skały. Przynajmniej żaden wicher jej nie zmiecie. Zaśmiałam się.
- Pomocy! POMOCY! – krzyknął cieniutki głosik. – Proszę…
We mgle dostrzegłam kontur malutkiej klaczki. Podeszłam bliżej. Maleństwo zaklinowało się między skałami. Ostre końce kamienie raniły jej kopytka.
- O pani! Nie rób mi krzywdy! Ja będę pani służyć, nich pani tylko mnie tylko wypuści… - pisnęła.
Bez wahania ruszyłam na pomoc poszkodowanej.
- Nie rób te… -zaczęła wadera lecz przerwała i ryknęła przeraźliwie.
Miałam wrażenie, że to przez ową klaczkę. Patrzyła w stronę Ismeny groźnie lecz pomyślałam, że to mało prawdopodobne aby tak mała istota już potrafiła w ten sposób posługiwać się swoimi mocami. Lecz myliłam się. Odwróciwszy głowę ujrzałam źrebaka, która pod wpływem magii rośnie i przyjmuje postać urodziwej klaczy. Nie zdążyłam zareagować gdy pod wpływem umięśnionych nóg piękności, leżałam powalona na gołej ziemi. Kręciłam głową w prawo i lewo, rozpaczliwie starając się uniknąć kontaktu wzrokowego z napastniczką.
- Spójrz na mnie jeśli odważysz się na ten czyn, moja droga. – powiedziała kojącym głosem.
Westchnęłam i spojrzałam jej w oczy.
- Nazywają mnie Brena. Twój kolega chciał cię chyba przeprowadzić na drugą stronę rzeki. – uśmiechnęła się słodko a zarazem wrogo.
Puściła mnie i wpatrując się w zachmurzone niebo wyszeptała te słowa:
- Te tiaoro nei ahau he hapu o te toto! Ko te wā!

Wokół mnie poczęły wyłaniać się z mgły kare konie. Obce. Wrogie. Były ich dziesiątki, setki a może i tysiące. Na łbach miały wypalony znak. Widziałam go… Znam go… Ten charakterystyczny smok…
Szeregi rozstąpiły się a z nich wyłoniło się dwóch rosłych strażników o twarzach niczym kamienie. Pomiędzy nimi stał… Lorgan. Miał opuszczony łeb, potarganą grzywę i brudną od pyłu sierść.
- Czego ode mnie chcecie?! – warknął cicho a w jego głosie słychać było lekkie… przerażenie?
Brena zaśmiała się.
- Zgadnij kochany! Czemu kręcisz głową? Nie wiesz?! A więc powiem Ci… Chcemy CIEBIE. Tu w naszych szeregach. Aby mieć TO! – wskazała na Seculorum. – Zabij ją i obmyj się w jej krwi.
Konie wyciągnęły sztylety zza skrzydeł.
- Toto! Tinana! Te wairua!krzyknęli wspólnie.
Lorgan spojrzał na mnie zdezorientowany. Co robić?!
Lorgan? Nie wiedziałam jak rozwinąć wojnę więc może Ty to jakoś rozwiniesz? XD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz