czwartek, 15 grudnia 2016

Od Veny - Walka ostateczna

Jak kończy się ta wojna z istotami z niezwykłymi zdolnościami? Sama nie wiem... liczy się tu i teraz. MY - nasze stado. Moje życie. Moi przyjaciele. Mój Wolf. Natomiast woj­ny zaczy­nają się, kiedy chcesz, ale nie kończą się, kiedy prosisz. Ale aby ją zakończyć trzeba walczyć do końca - taki ja mam zamiar.

~*~

Dzień ostateczności. Nikt nie zna losów tej wojny, a przygotowania trwają. Widziałam jak Caleb, Naix obmyślali strategię. Mieli swój rozpis na pergaminie, a na nim wypisane strategie wojenne; między innymi jak i kiedy mają postępować wojownicy i jak mają się ustawić. Wraz z nimi był Chico Fuego del Inferno i Galant, którzy jako zwiadowcy mieli sprawdzić poszczególne tereny.
Gdy przechodziłam polaną dostrzegłam Marikę oraz resztę morderców; wypowiadała się na temat demonów i zjaw, które będą na nas czychać. Uważnie słuchali wszyscy; wśród tego zbiorowiska dostrzegłam... Wolfa! Jak ja dawno go widziałam... miałam ochotę tam do niego podejść, przytulić, ale akuratnie był to zły moment. Ogier rozglądnął się i mnie zobaczył; ucieszył się niezmiernie. Wstał nagle i pognał w moją steonę nie zważając na innych.
- Vena! - wbiegł we mnie z taką siłą, że spadliśmy.
- T.. tak. - powiedziałam. Przez ostatnie tygodnke straciłam już nadzieję.
Ucałował mnie.
- Demony chciały mną manipulować. Były okrutne; jeden cię nawet oczerniał...
- Co mówił? Skrzywdził cię? - byłam zdenerwowana.
- Nie... tylko trochę. Ale proszę cię, nie mówmy o nim. Chciał przeciągnąć mnie na swoją stronę; była to klacz mówiąca, że nie... jesteś mnie wart.
Zasmuciłam się.
- Jeśli to prawda to...
- To nie jest przecież prawdą! Nawet tak nie myśl. - powiedział. - Przecież nie zostawiłbym cię dla niej. - odpowiedział i przytulił.
Ogier musiał dalej iść na spotkanie z Mariką; były to bardzo ważne rzeczy.
Dopilnowałam też, by Melody stosowała się do strategii Naixa i Caleba.
Medyczki natomiast - Armena i Marina - miały przyjmować rannych. To było jedno z ważnych zadań.
Kluczową rolę zajmowali wojownicy, a najlepszym chyba i dominującym dowódcą był Lorfan mimo iż nie pełnił tej funkcji.

~*~

Słychać było krzyk. Nadchodzą.
- Lorgan, przygotuj wojowników. Jesteś w tym najlepszy. - powiedziałam do ogiera.
Przyszedł Naix, który powiedział mu o atakach. Była tu też Marika. Każdy morderca wiedział jak ma działać. Galant wyszedł na krótki zwiad; dowiedział się wówczas jak daleko są przeciwnicy.
Isleen i Charriot natomiast mieli swe różne szamańskie moce; byli idealnie przygotowani. Różne proszki ampułki...
- Już! Są blisko! - przybiegł Galant.
Spojrzałam w oddal; niczym chmara czarna armia zmierzała ku nam. Cole wydał rozkaz. Wszyscy ruszyliśmy.
Widziałam jak jeden z wilków już leźy nieżywy z kopyt Death Angel.
- Uważaj! - usłyszałam za sobą głos Marki. Odwróciłam się. Jabłkowity jednorożec chciał się wbuć we mnie; zrobiłam unik. Przewidziałam z myśli Mariki, że chce zrobić ostateczny cios. Zanim jednorożec mnie chciał zabić już wydał z siebie ostatni oddech.
W tym chaosie ujrzałam jakiegoś wilka. Ja również się w niego zmieniłam; zaczęłam iść za nim. Po chwili gąszcz w krzakach był tak duży, że straciłam go z oczu. Po chwili z tego wyszłam; rozglądnęłam się. Nie było go. Usłyszałam warczenie za sobą, a po chwili jakby coś na mnie wpadło. Nie myliłam się; rzucił się na mnie właśnie ten wilk. Zaczęłam się z nim szarpać dopóki nie usłyszałam dźwięku kopyt w oddali.
- Już po tobie!- wykrzyknęłam i odepchnęłam go.
Jednakże zza krzaków wybiegł nie już koń lecz wilk. Przez chwilę myślałam, że to demon...
- Zostaw ją! - wykrzyknął i odepchnął wilka.
Przecież to Wolf!
Złapł go za kark i uderzył o ziemię. Po chwili szarpaniny leżał martwy.
- Przez chwilę myślałam, że umrę... - powiedziałam i pocałowałam go.
- Jak umrzesz, to tylko ze mną.
Wróciliśmy na pole walki. Setki ofiar leżało na wcześniej pięknej, białej od śniegu łące. Teraz było tu czerwono od krwi... czuć było zapach śmierci. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz