czwartek, 6 października 2016

Od Galanta CD Death Angel

Klacz prowadziła mnie przez las. Całą drogę szedłem za nią zachowując bezpieczny dystans. Przyznam, iż była ,,trochę" jakby przerażająca? Gdy tak szliśmy miałem okazję aby lepiej jej się przyjrzeć, zauważyłem, że jest dość umięśniona jak na klacz, ale to dawało jeszcze większy kontrast jej barwnej postaci. Pomimo tego iż mnie z deka przerażała to gdyby się tak bliżej przyjrzeć to naprawdę piękna i delikatna klacz. Mimo wszystko zostawałem czujny. Po niedługiej chwili zatrzymaliśmy się przy jakiejś jaskini.
- Zostań tu i nie próbuj żadnych sztuczek. - Warknęła, po czym na chwilę zniknęła w odmętach ciemnej jaskini. Miałem chwilę na przeanalizowanie zaistniałej sytuacji. Myślałem, czy może nie lepiej byłoby w tej chwili po prostu uciec, ale z drugiej strony to przecież nic nie mam to stracenia. Wtem klacz wyszła z jaskini wraz z postawnym, karym, skrzydlatym ogierem.
- To on. - Wskazała na mnie klacz.
- Galant, tak? - Ogier zwrócił się do mnie. Wyglądał przyjaźnie, więc nieco się rozluźniłem.
- Tak. - Odparłem krótko.
- Jestem Cole, przywódca King of the Hill, a to Death Angel. - Kiwną na klacz, która stała z wręcz namacalnym zdystansowaniem. Gdy zobaczyłem jej poważną i lekko naburmuszoną minę na tej ślicznej twarzyczce ledwo powstrzymałem śmiech i jedynie lekko się uśmiechnąłem. Wyglądała jak małe dziecko niezadowolone z nowej zabawki. Czułem, że nie są wrogo nastawieni. Zagwizdałem i momentalnie zjawiła się przy mnie Charme.
- To Charme, moja towarzyszka. - Wskazałem na jelonka.

Death Angel? Cole?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz