czwartek, 6 października 2016

Od Death Angel

Leciałam po niebie. W nocy rzecz jasna, więc przemieniona.
Po chwili zatrzymałam się na polanie, na obrzeżach KotH.
Położyłam się na trawie.
Po chwili, ku mego zdezorientowaniu spadła na mnie sieć, po czym spadła żelazna klatka.
Nie ulegało wątpliwości, że to ludzie. Usłyszałam szyderczy śmiech. Westchnęłam.
Dwunożny podszedł do mnie i podniósł klatkę, jednak od razu założył żelazne coś na całą głowę i grzbiet, przez co unieruchomił skrzydła.
Podeszło jeszcze paru ludzi i..... mój kuzyn. Shak, nic nie znaczący demonik, w zasadzie demon nieczystej krwi. Początkujący, szczerze mnie nie znoszący. Śmiał się i wpatrywał we mnie. Na jego polecenie ludzie uwolnili mnie z żelaznych cosiów. Bez zastanowienia, jednym ruchem kopyta, (w którym miałam ognistą kulę), zabiłam swego kuzyna. Jego ciało opadło bezwładnie na ziemię, z pyska toczyła się krwawa piana. Rozejrzałam się. Dwunożni patrzyli na mnie, to na ciało Shak'a.
- Rozepnij - warknęłam wskazując na obręcz na skrzydłach. Któryś z ludzi podszedł i mnie wyswobodził. Wtedy właśnie zabiłam tych ludzi co do jednego. Odleciałam, przeszukując przy okazji teren. Znalazłam jeszcze 2 pułapki i 3 grupy ludzi. Wszystkich zabiłam. Spotkałam jeszcze hodowlanego konia.
- Jakie masz zamiary!? - wrzasnęłam.
- Złe... zapewniam - powiedział i próbował mnie zranić, ale byłam szybsza i odebrałam mu życie.
Po czym wróciłam do stada. Słońce wyszło zza chmur, znów byłam zwykłym pegazem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz