niedziela, 30 października 2016

Od Lorgana C.D Mariki

Zaśmiałem się do siebie.
-Jak tu trafiłem? - powtórzyłem pytanie z lekko obłąkanym uśmiechem.
Klacz otworzyła szerzej oczy i chyba w zasadzie się domyśliła, co właśnie uczyniłem.
-Oj, nieładnie zaglądać komuś tak w umysł... - zwróciłem się do niej nie zmywając przy tym mojego "uśmiechu".
-Skąd wiesz, że ja... - zaczęła, lecz tym samym ja jej przerwałem.
-Że ty potrafisz zaglądać komuś w umysł? Wyczułem to. Także wyczułem to, że się dobierasz do moich wspomnień, a więc utworzyłem coś na rodzaj "fałszywych zdarzeń z przeszłości". Wszystko, co tam ujrzałaś było fałszem. Byle komu nie pozwoliłbym patrzeć w moje wspomnienia. 
Tym razem to klacz zmrużyła oczy. Próbowała znowu dostać się do mojego umysłu, a przy tym myśli.
-I uwierz mi, że już się tam nie dostaniesz. - Posłałem jej wyzywające spojrzenie.
-Zaklęcie blokujące... - szepnęła do siebie. 
Skinąłem łbem.
-Głupia nie jesteś, a więc powinnaś się też domyślić, że moje "rozważające myśli" też były przykrywką, chciałem ciebie sprawdzić, a tak dokładniej to twoją moc. - uśmiechnąłem się szyderczo. 
Marika wydawała się lekko rozkojarzona.
-A teraz jeśli pozwolisz pójdę już, nie mam czasu na udawanie, że nie wiem, czy nie rozumiem o co Ci chodzi... Żegnam.- Odwróciłem się napięcie i ruszyłem w przeciwnym kierunku.
-Lorgan! Zaczekaj! - krzyknęła za mną.
Zatrzymałem się i westchnąłem.
-Tak? 
Klacz podbiegła do mnie.
-Dokąd idziesz? 
Moja "twarz" tym razem pozostała bez jakichkolwiek emocji.
-Patrolować teren.
Marika skrzywiła się.
-Myślałam, że jesteś wojownikiem, to znaczy, że jesteś zwiadowcą? 
-Nie. Powiedzmy, że to moja "kara" za to, że długo się nie udzielałem jako wojownik.
-Rozumiem. W taki razie będę twoją towarzyszką dzisiejszej nocy. - powiedziała z pełnym odwagi uśmiechem.
Towarzyszka dzisiejszej nocy? Jak to dziwnie brzmi.
-Jak chcesz, ale oczywiście o ile nie będziesz "ćwierkała" mi nad uchem. Mam serdecznie dosyć gadatliwych, jakichkolwiek istot.
-Nie ma sprawy. - zaśmiała się. 
-A i jeszcze jedno... - zacząłem. - nie dobijaj się do mojej mózgownicy, bo to i tak Ci nic nie da, jeżeli choć trochę znasz się na czarnej magii to powinnaś wiedzieć, że to bardzo, ale i to bardzo silne zaklęcie.
W odpowiedzi usłyszałem przekleństwo wymamrotane pod nosem. 
Zasadniczo nie wiem po co chciała ze mną iść. No nieważne...
Razem schodziliśmy ze wzgórza w kierunku lasu. Myślałem, że to las wypełniony życiem, kolorami, ale tej nocy wydawał się dziwnie nieruchomy i wyciszony. 
Na początku mroźne światło księżyca i gwiazd przeświecało przez listowie i ułatwiło nam marsz, ale im bardziej zagłębialiśmy się w las, tym drzewa stawały się wyższe i starsze, a ich korony tworzyły baldachim cienia, przez które z ledwością przebijało zmętniałe światło. Pnie drzew były tak grube, że niektóre z nich stykały się ze sobą, więc nie można byłoby się pomiędzy nimi prześlizgnąć. Natomiast ja szybko i zwinnie omijałem ścieżki wydeptane przez jelenie. Podążałem drogą, którą kierował mną instynkt. Wokół panowała ciemność i gdyby nie to, że miałem prawdziwie koci wzrok, nieźle bym się pokiereszował. 
W końcu wyszliśmy z gęstwiny starych drzew na polanę. 
Na polanie, otoczony drzewami, wzniósł się niewielki wzgórek. 
-Ale tu pięknie... - szepnęła klacz patrząc w gwieździste niebo. 
Także skierowałem wzrok ku górze.
-To prawda, nie najgorszy widok. 

W tym momencie Marika skierowała swoje ciemne oczy w moją stronę i cicho szepnęła:
-...

(Marika?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz