niedziela, 1 stycznia 2017

Od Phanthom'a cd. Armeny

Gdy otworzyłem oczy, przede mną ukazało się niebo. Niebo pełne białych puszystych chmur. A na jednej z nich właśnie nocowałem. Gdy sprawdziłem, że mam kopyta, skrzydła, grzbiet, nie jestem człowiekiem, a to był tylko sen, od razu się uspokoiłem. Wstałem i rozłożyłem skrzydła, otrzepując się z kropel potu, które pojawiły się podczas biegu w śnie. Odleciałem z mojego łóżka widząc, że słońce zaczęło już wstawać. Chwile polatałem nad jakimś lasem, aż w końcu znalazłem małe jezioro, a obok niego polanka. Wylądowałem na mokrej od rosy porannej trawie, po czym złożyłem skrzydła i podszedłem do brzegu, aby ugasić pragnienie. Po tej czynności spojrzałem na swoje odbicie w wodzie. Było zniekształcone przez malusieńkie fale, które tworzył chłodny wiatr. Odszedłem od wody. Stanąłem jakoś na środku pola i się rozejrzałem. Moim oczom się nic ciekawego nie okazało, tak więc zniżyłem łeb i zacząłem skubać trawkę, aż w końcu nie ujrzałem jakiejś klaczy pod drzewem. Miała jasną sierść. Gdy tylko wiatr zaszumiał i zaszeleścił krzakami, a ja przypadkiem nadepnąłem na gałązkę, odezwała się przestraszonym głosem. Bawiło mnie to trochę. 
- Aż taki straszny jestem? - zapytałem nieco rozbawiony jej strachem. Była parę metrów ode mnie, ale słyszała mnie wyraźnie. - A tak... ja tu jestem - dodałem odpowiadając na jej pytanie. Spojrzała się w  moim kierunku.

<Armena?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz