niedziela, 1 stycznia 2017

Od Phanthom'a cd. Veny ~Event

Wszedłem do boksu. Siano i woda. Szkoda tylko, że nie rozwiązali mi skrzydeł. Ta lina naprawdę robi się coraz bardziej drażniąca, ale jeśli sam ją zerwę uznają to za próbą ucieczki i nie wiadomo, czy mi jeszcze czegoś nie zwiążą. Położyłem się na sianie i czekałem. Klacz miała po mnie przyjść, jeśli pamięta i chce, przyjdzie. Jeśli kłamała, nie mam zamiaru samego stąd wychodzić. Co ja potem powiem? Szukam klaczy, bo miałem z nią gdzieś zniknąć. Tak? No raczej nie. Ale długo nie czekałem. Vena już spała, albo chociaż mi się tak wydawało. Do drzwiczek mojego boksu zastukały kopyta. Otworzyłem oczy i wstałem. Przede mną pojaw się czarna klaczka ze skrzydłami i pełna gracji o pięknych niebieskich oczach.
- Idziemy? - zapytała, na co ja jedynie skinąłem głową. Otworzyła bramkę, po czym mnie wypuściła. Spojrzałem w stronę śpiącej klaczy, miała zamknięte oczy i najwidoczniej oddała się objęciom morfeusza. I dobrze. Wyszedłem ze klaczą spokojnie. Na zewnątrz trwała biesiada, konie tańczyli, grali, śpiewali... prawdziwa biesiada, jakby mieli co świętować. Cichcem wymknęliśmy się za boksy i weszliśmy z las.
- Cieszą się, że jeszcze im nie uciekliście - powiedziała. Szedłem obok niej.
- A ty się nie boisz, że ucieknę? - zapytałam zaciekawiony. Klaczka się zaśmiała.
- Masz związane skrzydła - spojrzałem na nie i poruszyłam, czego od razu żałowałem. - I jestem najszybszym pegazem ze wszystkim piratów. Zdołam się złapać - dodała. Spojrzałem na nią. Była nieco wyższa ode mnie.
- Dobrze wiedzieć, że nie mam szans z klaczą - powiedziałam trochę obojętnie.
- Nie myśl, że sobie żartuje - prychnęła. Chwilę milczeliśmy przechodząc przez rzekę po skałach. Im dalej byliśmy od tego terenu, tym lepiej się czułem. - Obcierają cię, co nie? - na początku jej nie zrozumiałem, aż nie pokazała na liny. Skinąłem głową. Gdy byliśmy na drugim brzegu, klacz je zerwała. Dziwiłem się, ale nie protestowałem, nie odzywałem się. Wyprostowałem je i machnąłem niby. Spojrzałem na ślady, jakie zostały.
- Teraz nie boisz się, ze ucieknę? - zapytałem lekko się uśmiechając. Klaczce najwidoczniej to było obojętnie.
- Mówiłam, złapie cię - czyżby była siebie aż taka pewna? - Po za tym, wątpię, żebyś miał zamiar uciec - stwierdziła.
- Dlaczego?
- Bo mogłeś to zrobić sam, twoja koleżanka tak samo, pomóc sobie nawzajem. Ale obydwoje siedzicie na tych terenach - miała rację. Inteligentna. 
- A powiesz mi, czego nas porwaliście? - chwilę milczała. Przeszliśmy na jakaś polanę.
- Jak mówił dowódca, aby połączyć stada.
- A dlaczego nasze? - znowu milczała. Szła dalej, a ja za nią. Ogromnie się cieszyłem, że pozbyłem się tych okropnych lin. Tak bardzo bym teraz chciał wzlecieć...
- Znajdujecie się tak jakby w centrum. Aby pokonać inne stada, potrzebujemy tego stada, z którym każdy graniczy. Wy takim jesteście - wytłumaczyła. Skinąłem głową. Szliśmy dalej, a odgłosy biesiady milkły w oddali. Byłem ciekaw, jak daleko zajdziemy. Czy może to pułapka? Nie sądzę.
- A ślub? - chciałem dostać informacje na ten temat. Klacz znowu milczała, ale w końcu postanowiła mi powiedzieć.
- Jak to jest w tradycji, potrzebni są ci, z wyższej rangi. U ans panuje do tego taka tradycja, że klacz nie ma wyboru. Jeśli się spodoba synowi naszego przywódcy, nie ma wyjście. Musi za niego wyjść.
- A po co ja wam? - nie rozumiałem.
- Jesteś tak jakby druga opcją. Gdyby coś nie poszło, ciebie by zmusili do poślubienia córki przywódcy. Szkoda, że to jeszcze dziecko - westchnęła. Dziecko? No to jest chore! Ale nic nie powiedziałem.
- A jak się nazywa ten książę? - doszliśmy do urwiska. Stąd był przepiękny widok na wszystko i jak mówiła, było to cicho. Wszystkie odgłosy z biesiady zniknęły...
- Dracon.

<Vena? Dam dam daaaam! XD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz