poniedziałek, 30 stycznia 2017

Od Impulsa CD Mariki

Łypnąłem na demona spode łba. Odsunął się od klaczy i stanął naprzeciw mnie.
- Impuls! Jak miło!- wypalił.
- Odejdź.- mruknąłem, powoli ruszając w stronę ogiera. Demon spojrzał na mnie niepewnie i uciekł, znikając w cieniu drzew. Zbliżyłem się ostrożnie do Mariki i pomogłem jej wstać.
- Znasz go?- zapytała. Nie odpowiedziałem. Nie miałoby to sensu. Rozejrzałem się szybko po okolicy i wytężyłem zmysły, szukając jakiegokolwiek zagrożenia.
- Jesteś bezpieczna. Jednak zważając na twój talent do pakowania się w kłopoty, powinnaś być ostrożna.- ogłosiłem po chwili i wyminąłem powoli klacz i ruszyłem w stronę rzeki, zostawiając samotną klacz na pastwę losu.
- Poczekaj!- zawołała za mną gdy byłem już w całkiem pokaźnej odległości.
- Idąc ze mną, pakujesz się w ogromne kłopoty.- ostrzegłem.
- Nie sądzę. Gdyby nie ty ten demon by mnie zniewolił.- zaprotestowała.
- Nie ufasz mi. Moim zdaniem to dobrze. Nie pozwolę Ci iść, nie teraz Masz tu zostać i czekać na stado. Niedługo się spotkamy.- oznajmiłem.Przyśpieszyłem. Klacz ruszyła za mną. Parsknąłem z oburzeniem i zmieniłem się w bezkształtny dym. Owinąłem się raz wokół klaczy i ruszyłem przed siebie.
 ~~~~~~~~~
Stanąłem przed ojcem, otoczonym grupą najbardziej zaufanych demonów. Na mój widok oczy rodzica rozbłysły niebezpiecznym czerwonym blaskiem.
- Synu!- zawołał z radością.
- Witaj, ojcze.- ukłoniłem się nisko.
- Pracujesz nad planem?- zapytał jeden z oficerów armii.
- Tak.- odparłem jednoznacznie i podniosłem głowę, górując nad demonami. Ojciec uśmiechnął się podle i skinął głową na jednego ze zgromadzonych. Moje ciało ogarnął ból. Przejrzałem tłum, szukając mojego oprawcy. Po prawicy ojca ujrzałem demona, szepczącego zaklęcie. Ból zwiększył swoją moc. Opadłem na kolana. Zadrżałem kilka razy i ryknąłem ze złości. Wiedziony instynktem, rzuciłem się na demona, zadającego mi ból. Przycisnąłem go do ziemi, łamiąc mu żebra. Ogromny ból urósł na potęgę i zelżał. Ogier zaczął wić się w agonii.
- Jestem zaskoczony twoją siłą, synu. Na myśl o twej postawie, moje ciało napawa duma.- ogłosił ojciec. Czyli to był trening. Oczywiście, ból i bliskość śmierci pcha istotę do działania. Schyliłem się w oznace szacunku dla dowódcy armii i opuściłem zgromadzenie, kilka razy machając skrzydłami. Wzbiłem się ponad drzewa Martwych Ziem i spojrzałem na teren z góry. Wygląd tego skrawka był adekwatny do jego nazwy. Na myśl o zniszczeniu i zagładzie, ogarnęła mnie rozkosz. Z dnia na dzień coraz bardziej zbliżałem się do demonów, Ta myśl przerażała mnie. Nie chciałem być taki jak oni. Jednak w głębi duszy czułem, że już jestem demonem. Przynajmniej w jakiejś części. Stłumiłem te myśli i odleciałem w stronę terenów stada.

Marika? <Wymyślisz coś?>
                                                                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz