niedziela, 6 listopada 2016

Od Mariki CD Galant



Zgodziłam się więc. Krótko wyjaśniłam mu czego potrzebuję i gdzie to możemy znaleźć. Powoli ruszyliśmy. Galant miał „lodowaty chód” ale mi to specjalnie nie przeszkadzało. Rozmawialiśmy o różnych pierdółkach; o życiu, stadzie, nieszczęsnej pogodzie, przodkach i naszych towarzyszach. Skręciliśmy w prawo, w lewo, znów w lewo, potem podziemną dróżkę i wreszcie… Hm… Gdzie jesteśmy?
- Odnoszę takie wrażenie, że się zgubiliśmy. – mruknęłam.
- Cóż… To ty nas miałaś prowadzić… - zaśmiał się ogier.
- A więc… A… Zrobimy… Sobie wyciecz.. psik! … kę! – to mówiąc przetarłam nos.
- Chrame pewnie się niepokoi… - szepnął pod nosem Galant.
- Poradzi sobie… Musi! – dodałam z uśmiechem. – Proponuję skręcić tam.
Wskazałam łbem na ścieżkę po prawej.
- Tam już chyba byliśmy. Lepszym rozwiązaniem będzie ta po lewej. – odrzekł ogier. – Najlepiej zobaczymy jak sprawa wygląda z góry.
Przemienił się w skrzydlatego jednorożca i wzbił się w powietrze. Ja również rozłożyłam skrzydła. Mimo to, iż wichura robiła ze mną i moimi kruchymi skrzydełkami co chciała, ja starałam się lecieć jak najbliżej Galanta. Mgła całkowicie popsuła widoczność jedyne co widziałam to zad pegaza.
- To nie ma sensu! – krzyknęłam do niego. – A psik! A psik!  Jesteśmy jeszcze dalej!
- Lądujemy! – ogłosił ogier.
Jak zwykle przy lądowaniu o coś zahaczyłam i sturlałam się w kierunku przepaści. Byłam pewna, że już po mnie jednak… Poczułam oparzenie i aż jęknęłam. Niewidzialne pole odbiło mnie niczym piłeczkę. Leżałam w śniegu. Wstałam i otrzepałam się.
- Nic ci nie jest? – spytał Galant.
- Oczywiście, że nie. – mruknęłam. – Ach! Raz na zawsze pozbyłabym się tego nędznego ciała!
Zaśmiałam się i skierowałam oczy ku przepaści.
- Czyżby… - w mgle dostrzegłam zarys zamku.
- Na to wygląda. – ogier kiwnął głową w odpowiedzi.
W oddali leżało potężne zwierze, które natychmiast się zbudziło. Najwyraźniej strzegło lodowej budowli.
Galant? BW:(

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz