wtorek, 15 listopada 2016

Od Charriota CD Hypnotic

   Ogier zupełnie nie miał pojęcia, co właściwie się stało. Ostatnie zdarzenie, jakie pamiętał, było w całości zamazane i przedstawiało jedynie zarys prawdopodobnych zdarzeń... kilka plam, ból i utrata przytomności. Gdy otworzył oczy, pierwsza jego spojrzenie otrzymała pierwsza klacz... Hypnotic? Tak. Chyba tak. Mrugnął, czemu towarzyszył beznadziejny, rwący ból. Właściwie dopiero teraz zorientował się, w jak paskudnym stanie była jego noga. Połowa jego tylnego lewego uda była zupełnie niezdatna do funkcjonowania. Choć krew już zakrzepła, nadal nie maskowała ogromnej wyszarpanej na nim rany. Wolał nawet nim nie ruszać, jedynie ponownie zamknął oczy, wziął głęboki oddech i spróbował stłumić ból. Częściowo się udało.
   Wtedy właśnie porywaczka podeszła bliżej niego, nie wydawała się być niebezpieczna... wciąż się uśmiechała, to fakt. Ale uśmiech ten wcale nie był sadystyczny - faktycznie wyglądała, jakby chciała pomóc im obojgu. Nie wiedział, na ile to wrażenie jest prawdziwe. Równe szanse są na to, iż zaatakowało ich jakieś dzikie zwierze i to, że to biało-brązowa pegazica znokautowała ich i w jakiś sposób zawlokła do tej sali.
— Kim jesteś? — Spytał, widząc jak klacz niebezpiecznie się do nich zbliża. Siedział w tej chwili nieruchomo, jedynie wpatrując się w głębię jej oczu. Próbował z całych sił przejrzeć jej zamiary. Vena zatrzymała się, najwyraźniej specjalnie po to, by dokładnie mu się przyjrzeć. Nie stanowił dla niej zagrożenia. Oh, z pewnością nie. Był w tym momencie ostatnią istotą, która mogłaby jej zagrozić. Niemniej Przechyliła głowę i na krótki moment, niemal niezauważalny, przestała się uśmiechać. Rozważyła morderstwo? Może. Ale chyba prędko zrezygnowała z tego pomysłu.
— Jak już powiedziałam, nazywam się Vena. — powtórzyła się, nadal stojąc w miejscu. Zupełnie ignorowała w tym momencie poczynania towarzyszki Charriota, która starała się wstać, lecz i jej się to nie udawało. Hypnotic wydawała się czymś otumaniona.
— No... tak. Ale kim jesteś. Po co nas tu przyniosłaś? i czemu nas jeszcze ne wypuściłaś? Mam przyjaciela, rozdzieliliśmy się dosłownie kilka minut przed tym, jak na nas napadłaś. W tej chwili na pewno już mnie szuka... ma doskonały węch. Pewnie już znalazł trop i tu zmierza. — Mówił, nie spuszczając oczu z klaczy.Po raz kolejny przechyliła głowę, tym razem w serdecznym geście - w drugą stronę. Nad czym rozmyślała?
— Właściwie, to właśnie miałam podjąć ten temat... — Zaczęła, robiąc krok do przodu. — Wcale was nie porwałam. Zaatakował was smok, który gonił również mnie. Ogłuszył was i już miał rzucić się na mnie, gdy twój towarzysz... to znaczy, tak mi się zdaje. Co chwilę patrzył na ciebie i powtarzał imię. Domyśliłam się, że jest twoje. Charriot? — najwyraźniej mówi prawdę. — Uratował mnie, ale smok w ostatniej chwili zdążył go czymś otruć. Nie mam pojęcia co to było, ale doznał jakiegoś rodzaju... napadu i stracił przytomność i niemal umarł. — Wytłumaczyła się, patrząc na łańcuchy zapięte wokół naszych nóg. — Skuliśmy was w razie, gdybyście i wy dostali szału. Cimio jest w sali obok, póki co się nie obudził, ale jest w dobrych rękach. — Ale coś nadal nie było jasne...
— Wy? To znaczy kto.
— Wkroczyliście na tereny naszego stada, Kings of the Hill. Ogólnie rzecz biorąc, wtargnęliście tu bez pozwolenia, jednak z uwagi na okoliczności zezwolono wam zostać. — Objaśniła, patrząc w końcu na Hypnotic. Domyśliła się najwyraźniej, że Charriota właśnie to zagadnienie zaczęło męczyć najbardziej, skoro tajemnica znalezienia się tu już wyjaśniona. Nie miał w końcu za złe ostrożności. Jakby mógł? — Uderzyłaś się w głowę, ale Marina mówi iż nie jest to nic poważnego. Niedługo powinnaś odzyskać pełną sprawność.
— Marina? — Wymskęło mu się.
— nasza medyczka.
<Hypnotic?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz