sobota, 23 lipca 2016

Od Liama

Biegłem ile sił w nogach.
Tylko się nie oglądaj! Tylko się nie oglądaj!
Była noc. Ciemno i głusza puszczy otaczała mnie z każdej możliwej storny, a obraz ojca z przed chwili tkwił w mojej głowie jak chwast z długo zapuszczonymi korzeniami.
Moja biała grzywa i ogon powiewały w pędzie. Wiatr muskał moją kasztanowatą sierść, która "tonęła" w złotym pyle. Nozdrza pracowały od wysiłku. Klatka piersiowa unosiła się i opadała w tępie od szybkiej i ciężkiej pracy płuc. Na mojej sierści zaczęły pojawiać się kropelki potu. Wybiegłem z lasu. Teraz biegłem przez łąkę jak nigdy dotąd. Rozłożyłem skrzydła i uniosłem się ponad ziemią, trawą, krzakami i drzewami. Wzbiłem się wysoko, póki nie straciłem z oczu ziemi, i lasu, w którym pred chwilą ujrzałem, albo członka rodziny, albo straszną zmorę.

Nie pamiętam ile tak leciałem. Ze zmęczenia nie pamiętam jakim cudem byłem na ziemi, ani jakim cudem nic mi się nie stało. Moja sierść, grzywa i ogon były już tylko i wyłącznie w odcieniu jasnego brązu. Pył zniknął. Chociaż na bank dodawał mi uroku. A moje bursztynowe oczy nie tliły się już takim blaskiem jak nocą. Podniosłem łeb. Nikogo. Żadnej żywej duszy. Powoli wstałem na nogi. Czułem jakby moje kończyny były z waty. Pewnie od długiego biegu zeszłej nocy.

Idąc jak ta ostatnia pokraka pokuśtykałem w stronę swojej jaskini.
Jednakże przed nią na polance niedaleko mojego "domu" zobaczyłem pasącą się klacz pegaza. Miała nietypowe umaszczenie. Z chęcią podszedłbym do niej gdyby nie to, że byłem zbyt wyczerpany i wyglądem przypominałem bardziej zombie niż konia. Wydarzenia z ostatni nocy za bardzo ugrzęzły nie w psychice. Musiałem odpocząć.
Może mnie nie zauważy.
Postanowiłem przemknąć cicho, tak aby klacz mnie nie dostrzegła.
I na początku mój wszystko szło zgodnie z planem. Byłem już jedną nogą w domy, gdy nagle usłyszałem jej głos. Uszy położyłem lekko po sobie, tak aby nie odebrała tego negatywnie. Odwrociłem się. Klacz badała mnie wzrokiem, zciekawością nastawiając uszy do przodu. Na mojej twarzy zagościł ten sam szelmowski uśmieszek co zwykle.
- Cześć- zaczęła, z każdą sylabą zciszając swój głos
- Nie myślałem, że w tej okolicy może kręcić się jakaś żywa dusza- odparłem i zerknąłem na klacz z lekkim zdumieniem
< Vena? Mam wene po książce Xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz