środa, 27 lipca 2016

Od Vidy

Była ciemna i głucha noc. Pasłam się na rozległej łące na klifie. Wiat muskał moją długą grywę i ogon. Księżyc w pełni zawisł na granatowym niebie. Dookoła tysiące maleńkich, błyszczących punkcików - gwiazd. Szum fal znad morza dobiegał mnie na zboczu.
Sam klif nie był stromy. Ostatnio ponoć się osunął. Postanowiłam zejść na plażę. Piasek z osuwiska był wilgotny i nieprzyjemny. Gdzieniegdzie "przeplatany" kamieniami. Podejrzewam, że na pęcinach mogłam mieć małe ranki.
Gdy w końcu znalazłam się na rozległej plaży, która była oświetlaną przez księżyc w oddali ujrzałam zarys sylwetki konia. Zignorowałam ją. Ostatnią rzeczą, na którą chciałabym się natknąć była jakaś inna, gadająca istota. Piasek pod moimi kopytami był ciepły i drobny. Zupełnie inny niż na osuwisku klifu. Podeszłam bliżej do tafli wody. Sama woda nie była zimna, ale była przyjemnie chłodna. Idealna na ciepłe, letnie noce. Moje tatuaże czy tam znamiona na ciele - jak kto wolał - na intensywnym naświetleniu stawały się intensywniejsze w kolorach. I tak właśnie było teraz. Raz mi się to podobało, a raz nie. Teraz akurat nie przyda mi się to. Chrząknęłam pod nosem i poszłam dalej wzdłuż brzegu morza.

Szlam już dobry kawałek. Podniosłam wzrok i ujrzałam jakiś kilometr dalej kolejną sylwetkę konia. Było to bynajmniej dziwne. Może znajdowałam się na terenie jakiegoś stada? Mniejsza z tym. Zawróciłam po cichu i poszłam w przeciwnym kierunku do wody. Czyli w las.

<Lorgan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz