środa, 27 lipca 2016

Od Lorgana CD Vidy

Własnie stałem przed... Przed jednym z tych, co uczestniczył w tym całym (za przeproszeniem) "gównie". Na pewno on pracuje dla tego całego s*rwiela.
-Nie myśl sobie, że cię oszczędzę. - powiedziałem cicho patrząc na niego spode łba.
-Ohh... Oczywiście. - zaśmiał się kpiąco ogier.
Moje mięśnie naprężyły się, a on ze zdumieniem zorientował się jak szybko traci energię.
-No cóż... Jaka szkoda, coś czuję, że dziś nie jesteś na siłach. - tym razem to ja uśmiechnąłem się kpiąco. 
Ogier spojrzał na mnie zszokowany... 
-C-co ty mi zrobiłeś? 
Wtem przypominający czarną błyskawicę ładunek przemknął z moich kopyt do klatki piersiowej ogiera, dźwięk ten przypominał coś w rodzaju tłuczonego szkła. A ogier już leżał na ziemi zwijając się z bólu. 
-Jak myślisz, który ból będzie skuteczniejszy? - zakaszlał i zwrócił się do mnie tym pytaniem ogier. 
Nim miałem szansę odpowiedzieć, ciemnopomarańczowa smuga, (zapewne urok), wyłoniła się z powietrza i wystrzeliła w prosto w moją klatkę piersiową. Był to całkowicie bezgłośny atak. Tylko mój umysł był w stanie szybko zareagować. I zareagował, z mojej strony tarcza, niczym druga skóra, otoczyła ciało. Urok odbił się ode mnie i trafił prosto w nadal leżącego ogiera.
-I po co ci to było? Widzisz, sam się dobiłeś... Chociaż muszę cię pochwalić za ten atak, to było sprytne, ale nadal za słabe, aby mnie pokonać. - Podszedłem do niego i schyliłem się, aby mu to powiedzieć. 
-Nie ciesz się tak długo, bo...
Przerwałem mu.
-Jesteś zbyt osłabiony, jedyne na co cię stać to na małą smużkę. Czy to nie frustrujące? Odkryć, że ktoś w twoim wieku włada potężniejszą mocą... Hmm?
-Prędzej, czy później on i ciebie dorwie... - wydyszał.
-Hah! Zaczynasz mnie już irytować... - wymamrotałem.
Ogier nie zdążył zareagować, nim miał na to szanse, korzenie drzew, od których pożyczyłem energię, wystrzeliły spod ziemi i go całego oplotły, miażdżąc mu powoli kości...
-Mógłbym to zatrzymać i darować ci życie, ale pod jednym warunkiem... 
-Kieruj się na północ... Znajdziesz go na północy... - krztusił się krwią. - Znajdź tam... Ophelie... Ona ci wszystko powie...
Wyprostowałem się. Spojrzałem na niego pogardliwie, po czym węzły korzeni uwolniły pół - żywego konia...
-Nawet nie musiałem cię o nic pytać, a ty mi już wyśpiewałeś to o co mi chodziło. Zabawne... - po tych słowach odwróciłem się i zacząłem odchodzić. - A i jeszcze coś... Nie próbuj za mną iść, bo wtedy nie na żarty cię zabiję. 
I tak o to rozpoczęła się długa i żmudna wędrówka.

***Po kilku tygodniach***

Była ciemna noc... Zmęczenie nie pozwalało mi dalej iść, musiałem się tu zatrzymać, czyli na plaży... Miałem wrażenie, że w oddali widnieje sylwetka konia. Sam nie wiem... Może mam już jakieś zwidy? W końcu szedłem tak długo. 
Bezsilny opadłem na piach, przysłuchując się szumu morza, które atakowało brzeg, po czym zabierając ze sobą piach zawracało i tak w kółko... I w taki o to sposób zasnąłem...
Nad ranem obudził mnie czyjś głos... Głos wysoki, czyli należący do płci przeciwnej. 
Gwałtownie otworzyłem oczy pospiesznie wstając. 
Moim oczom ukazała się niższa ode mnie klacz, z nietypowym wyglądem. Zlustrowałem ją wzrokiem.
-Wow, jaki pośpiech, mogłeś jeszcze spać... Chciałam zobaczyć, czy żyjesz... - oznajmiła ze cwaniackim uśmieszkiem. 
Zmrużyłem oczy.
-Wybacz mi. Jeżeli wolno spytać, znajduję się na terenie stada, czyż tak? - spytałem spokojnie. - Jeśli tak to, czy mógłbym tu zostać na parę dni? 
(Vida?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz