środa, 24 sierpnia 2016

Od Cole'a do Death Angel

[...] Przedemną kończył się klif i otwierała się oschłań. 
Fale z hukiem rozbijały się dobrych sześć dziesiątke, siedemdziesiąt metrów niżej. Z wściekłością atakowały piaszczystą plaże, załamywały się i zmieniały w spienioną kipiel. Mewy krzyczały dookoła. W koncu udało mi się oderwać wzrok od krawędzi urwiska i skupić wzrok na punkcie w wzburzonym Oceanie. Nagle jakbym przeniósł się do innego świata. Oczyma duszy widziałem wszytko. Zacisnąłem oczy. Ujrzałem cała swoją preszłość. To, że przezemnie umierali niewinni, a teraz jestem sam jak palec. Liam zginał. Mogłem iść za niego, ale by prwnie protestował. Czuł, że to on musi to załatwić. Czuł, że ja powinienem tu zostać. Czuł to czego ja nie czułem. Ja za to czułem, że nie powinienem tu być. Czułem, że nie jestem wolny. Czulem, że dalej jestem tym kim byłem kiedyś. Dragon Queen popadła w depresje. Magic Forest... Nie zapuszczałem się tam. Czułem, że nie powinno mnie tu być. Otworzyłem oczy i zawróciłem. Szedłem ścieżka w dół Oceanu kilkanaście metrów za klifem, na którym przed chwilą stałem. Schodząc na płazy ujrzałem sylwetkę jakiegoś konia. Prwnie ktoś ze stada. Zszedłem na żółty i drobniutki jak mąka piaseczek. Szedłem w stronę sylwetki. Zbliżając się nie mogłem jej dopasować do żadnego konia ze stada. Klacz, jak się okazało, odwróciła się jak byłem kilka metrów za nią. Patrzyła na mnie, a ja na nią. W końcu zaczęła:
-....

Angel?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz